czwartek, 27 sierpnia 2015

Roronoa Zoro x Nico Robin cz. I [One Piece]

    Roronoa Zoro x Nico Robin [One Piece]
     dla Adama :) 
                                                    cz. I



     Edo się rozwijało, a ród Tokugawa rozrastał się coraz bardziej na obszarach Japonii. Shoguni na początku swoich rządów ograniczyli rządy cesarza, którego rola obejmowała jedynie funkcje administracyjne. Wśród społeczeństwa również doszło do diametralnych zmian. Ówcześni władcy trzymali żelazną rękę na uciemiężonym społeczeństwie nakazując płacenie określonych podatków, nakładali na nich obowiązki, a także sposób ubierania się i zachowywania  w miejscach publicznych. Najlepiej powodziło się kupcom, którzy zrzeszali się  w gildiach. Ale historia ta w małym stopniu przedstawi losy tego kraju. I choć wydaje się nierealna, wydarzyła się naprawdę. Wszystko co kiedykolwiek słyszeliście; każda legenda, bajka na dobranoc, opowiastka przy ognisku - to wszystko wydarzyło się naprawdę... A ta historia to tylko niewielka część niesamowitych losów tego świata.
Roronoa Zoro był mężczyzną wysokim, tak, że górował nad innymi Japończykami przynajmniej o głowę. Stwarzał pozory groźnego, wręcz szalonego przez dziwny błysk w czarnych oczach i umięśnione ciało. Ubierał się jak typowy Japończyk, w ciemne kimono, które idealnie współgrało z jego hebanowym kolorem włosów. Szkolił się na samuraja, by dzielnie służyć swojemu ojcu i zapewnić bezpieczeństwo oraz stabilizację Japonii.
     W przeciwieństwie do reszty społeczeństwa dom Zoro był wysoki i dość obszerny, jak na normy tamtejszych mieszkańców. Na stromym dachu leżał czarnowłosy chłopak, który właśnie dzisiaj kończył dwadzieścia jeden lat, co czyniło go nie tylko dorosłym człowiekiem, ale dawało również możliwość zostania samurajem.
- Zoro. – Na dach wspięła się jego przyjaciółka, Kuina. Miała tak ciemne włosy, że wydawały się granatowe. Była w jego wieku i także uczyła się szermierki choć była kobietą. Jej ojciec, Koshiro, uważał, że kobieta powinna umieć się bronić i dlatego, i jej udzielał lekcji. – Ceremonia zaraz się zacznie. Powinieneś się przygotować.
- Jeszcze mam czas. Ojciec mnie szukał? – Zapytał, trzymając wykałaczkę pomiędzy zębami, nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem.
- Nie, ale powinieneś już iść. – Westchnęła. Widząc jego pytające spojrzenie dodała szybko. – Gdyż ja tak mówię, Zoro. Spóźnisz się.
- Jeszcze moment, Kuina. – Spojrzał na nią i uśmiechnął się słabo. – Dzisiaj widzimy się ostatni raz. Ojciec chce mnie wysłać na szkolenie na północ od Tokugawy. Wrócę, jasne, że wrócę, ale nie wiem kiedy. – Zapewnił ją, nadal leżąc i bawiąc się wykałaczką. Bacznie ją obserwował. Chyba nie przejęła się tym zbytnio albo nie dała sobie poznać, że jej to nie rani.
- Wiem, Zoro. Dlatego mam dla ciebie prezent. Miał być na urodziny i paradoksalnie akurat na tą okazję też go dostaniesz. – Wyciągnęła coś zza pleców i podała mu. Wiedział, co to jest.
- Wado Ichimonji. – Powiedział Roronoa, podnosząc się i kładąc pakunek na kolanach. – Nie chcę go. – Odpakował prezent i odbił promienie słoneczne w jego ostrzu. Potem wbił go w dach i zeskoczył na niższy pułap budynku. – Lepiej się nim posługujesz. To ciebie wybrał.
- Wcale nie. Chcę ci go dać. – Też wstała, choć nie zeskoczyła tak, jak on. – Jestem kobietą, Zoro. Nie mogę być szermierzem. – Pokazała mu swoje kimono, węższe u dołu, z większym wycięciem w kwiatowe wzory. Symbol kobiecości i zjednoczenia z naturą. Chwyciła miecz i uniosła go do góry, dokładnie mu się przyglądając. - Ale ty możesz. Dlatego go weź. Ten miecz należy do szermierza. Należy do ciebie, Zoro. – Powiedziała, rzucając go klingą w jego stronę. Złapał go w locie i zrobił zamach, tak, że włosy kobiety podleciały do góry. Schował miecz do pochwy, a potem zaczął zeskakiwać na niższe dachy, by w końcu opaść na ziemię. – Zostaniesz szermierzem, Kuina. – Mruknął cicho, a głośniej dodał. - Przyjdź do mojego ojca po ceremonii. Muszę wam coś powiedzieć. – Ruszył w kierunku centrum, podnosząc rękę i machając jej na pożegnanie.

- Jesteś pewien, Zoro? To wiążąca transakcja. – Koshiro opierał się o ścianę dojo, w którym siedział wraz z szermierzem.
- Jestem pewien. Co prawda, najpierw wyruszam na szkolenie, ale gdy wrócę chcę to zrobić. – Dodał dobitnie, patrząc twardo na mężczyznę.
- W takim razie zgoda. Jeśli i ona się zgodzi, a także twój ojciec nie będzie miał nic przeciwko… - Podrapał się po brodzie, a potem podszedł do niego i uścisnął mu rękę. – Cieszę się, Zoro, że tak troszczysz się o moją córkę.

- Jeżeli Koshiro się zgodził, to i ja nie będę robił wam zwady, synu. Ale jesteś samurajem, możesz zginąć w każdej chwili. Nie powinieneś mieć żony, Zoro. Zbyt mocno pchasz się w ramiona śmierci.
- Wiem, ojcze. Jednak tak będzie dobrze. – Roronoa skłonił się w stronę rodzica, a potem złapał Kuinę za rękę, opuszczając pomieszczenie.
- Oszalałeś? To lekkomyślne! Mogłeś mnie też zapytać o zdanie! – Gdy tylko wyszli na zewnątrz, wyrwała rękę z jego uścisku i zaczęła na niego krzyczeć. Jej wybuch trwał jeszcze chwile, podczas której nasłuchał się o swojej głupocie i o tym, jak jest infantylny.
- Już? – Zapytał, patrząc na nią uważnie. Jej policzki zaróżowiły się, a klatka piersiowa unosiła się nerwowo.
- Tak. – Burknęła cicho. Stała z zaciśniętymi dłońmi, nie patrząc mu w oczy. – Nie chcę tego, Zoro. Jesteśmy tylko dwójką przyjaciół. Cieszę się, że o mnie pomyślałeś w ten sposób, ale nie pokocham cię. – Mówiła coś dalej, ale Roronoa jej nie słuchał. Wybuchnął gromkim śmiechem, a potem ją przytulił.
- To rozsądek, nie miłość. Ty będziesz mogła być szermierzem, a ja nie będę musiał słuchać wywodów ojca o małżeństwie i potomkach. To transakcja zwrotna. Ja tobie, ty mnie. – Oparł dłoń na jej ramieniu i zmierzwił jej włosy. – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – Chciał jeszcze coś powiedzieć, gdy usłyszał głośny krzyk, dochodzący z pokoju jego ojca. Szybko ruszył w tamtą stronę. Pierwszy wpadł do środka, a Kuina tuż za nim.
- Co tu…? – Zadała pytanie kobieta, nie mogąc dokończyć pytania. Shiogun leżał z ogromną plamą krwi na piersi. Podbiegł do niego i próbował zatamować krwotok. Po chwili dołączyła do niego kobieta, która zaszokowana patrzyła na powiększającą się plamę. Zoro nie zwrócił nawet uwagi, kiedy ktoś zakradł się obok nich z gracją pantery. Coś mokrego zalazło jego ciemne kimono, a ciało Kuiny opadło obok jego stóp.
     Koszmar się rozpoczął.

*-*-*-*
Przepraszam, że tak późno! 
Pomysł miałam na początku, a potem całkiem zmieniłam koncepcje :D
Niedawno one-shoty obchodziły rok, choć połowa tego czasu to zawieszenie :D
Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda, a Adamowi podoba się zamówienie. :):
Pozdrawiam! :)

3 komentarze:

  1. Ciekawie sie zapowiada. Czekam na reszte;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Swoją drogą wolałem Zoro w jego naturalnym odcieniu włosów ale nie narzekam. Ciekawy pomysł z wykorzystaniem Kuiny w tej historii. Fragment dość krótki ale to prolog wiec krótki być musi. Wolałbym jednak żeby emocje były wyrażone w jakiś sposób. Na przykład co czuł młody samurai widząc konającego rodzica.

    OdpowiedzUsuń
  3. Część pierwsza zachęca do przeczytania kolejnych.

    OdpowiedzUsuń