Jellal x Erza [Fairy Tail] cz.3
z dedykacją dla Ogniokrwistej! ♥
-To my idziemy na zakupy, a Wy odpocznijcie trochę. W szczególności ty, Scorpio. - Lucy wskazała palcem na pilota i rzuciła mi kluczyki do jej prywatnego apartamentu znajdującego się kilka minut drogi od lotniska, na którym się znajdowali. Dostali pozwolenie na lądowanie w luku ambasadorskim. Heartfilia miała naprawdę wiele przydatnych znajomości. - Spróbujemy też znaleźć adres Jellala i się z nim skontaktować. Zadzwonimy, jak się czegoś dowiemy. - Pomachała im różowym telefonem przed nosem i odbiegła wraz ze Scarlet w stronę najbliższych sklepów.
Erza myślała, że to ona jest demonem zakupów, ale przy blondynce ten tytuł tracił na znaczeniu. Wybierała szybko, ale z wielką precyzją i zadbaniem o każdy szczegół. W ten sposób po czterech godzinach siedziały w restauracji "Sun" i zajadały sałatkę warzywną.
-No więc? Jaki masz plan? - zapytała Lucy przełykając brokuł, który wcześniej nadziała na widelec.
-Najpierw zjem, potem wrócę do hotelu, ogarnę się i to chyba tyle. - Przyłożyła szklankę wody do ust i wypiła spory łyk.
"Erza, jesteś śmieszna i żałosna. Powinnaś mu wszystko powiedzieć! Wykrzyczeć prosto w twarz i rzucić, kretynko. Co ty sobie wyobrażasz, co?" - Zbeształa się w myślach i popatrzyła na dziewczynę, która z szeroko otwartą buzią wlepiła w nią spojrzenie.
-"I to chyba tyle"?! Nie zrobisz mu niespodzianki? Nie widzieliście się prawie pół roku! Ja wiem, skype i telefon istnieje, ale nie zrobisz mu jakiejś niespodzianki? Bo mówiłaś, że się przeniósł i zapomniał podać ci adresu, tak? Więc musimy go zdobyć i mam nawet pomysł.
Nigdy nie sądziła, że zrobi coś tak okrutnego. Naprawdę, miała więcej szacunku do siebie. Stukot czerwonych szpilek odbijał się od wyłożonej panelami posadzki. Ruchem modelki podeszła do recepcji i spojrzała na młodą, około dwudziestopięcioletnią dziewczynę, która siedziała na krzesełku obrotowym i wpisywała coś w komputerze. Gdy usłyszała, że ktoś stoi obok lady, odwróciła się i uśmiechnęła miło w stronę Scarlet.
-W czym mogę pomóc? - zapytała uprzejmie, poprawiając swój idealnie upięty kok różowych włosów. Erza, przyjęła pozę wyniosłej osobowości, którą zresztą była i władczym tonem, rozkazała jej rozmawiać z szefem wydawnictwa "Domus Flau". Gdy ta przeprosiła, mówiąc, że pan Zero jest zajęty i, że musi poczekać aktorka zaśmiała jej się w twarz.
-Ha! Pani - spojrzała na biały identyfikator przyczepiony do lewej piersi recepcjonistki i przeczytała imię. "Meredy". Musi je zapamiętać, może się przydać. - chyba nie wie z kim rozmawia. Nazywam się Erza Knightwalker! Chcę wydać tutaj książkę. - pokazała jej dowód, który wcześniej Lucy jakoś zdobyła. Naprawdę, zaczynała bać się tej dziewczyny.
-Kinght..walker? Tak! Już dzwonię do prezesa! Proszę chwilkę poczekać! - W maniakalnym ruchu chwyciła za telefon i mówiąc, że to pilne umówiła spotkanie z domniemanym Zero. Już kilka minut później stała przed drewnianymi drzwiami ze złotą tabliczką: "Gabinet prezesa - Zero Kushi". Bez pukania weszła do jasnego pomieszczenia i zamknęła drzwi na klucz. Gdy mężczyzna, który siedział w fotelu oglądając wspaniały widok panoramy Nowego Yorku, odwrócił się przemówiła szybko:
-Musi mi pan pomóc!
Ubrana w piękną, zieloną suknię siedziała w restauracji "Acalypha" i czekała na Jellala. Oczywiście, on myślał, że ma przyjść porozmawiać z Zero, który okazał się naprawdę wspaniałym człowiekiem i pomógł jej w tej ciężkiej sytuacji. Oczywiście, nie za darmo. Obiecała, że namówi go do publikacji książek w jego wydawnictwie, albo chociażby polecenia go słynnym pisarzom. Mało wygórowana cena za taką przysługę.
Teraz ściskając biały pasek sukienki, który przepasał jej talię, ukradkowo wpatrywała się w drzwi. Gdy wreszcie go zobaczyła, poprawiła czarne oprawki okularów i tego samego koloru perukę. Wstała i zawołała kelnera, aby przywołał go do stolika numer siedem.
-Przepraszam, chyba mnie pani z kimś pomyliła. Czekam tu na przyjaciela. - powiedział uśmiechając się i drapiąc w geście zakłopotania po głowie.
-Pan Brain miał inne spotkanie. - Tak nazywali go jego bliżsi współpracownicy i znajomi. - Kazał przeprosić i przysłał mnie w zastępstwie. Mam nadzieję, że niestanowi to problemu.
-Nie, skądże. Jak pani pewnie wie, nazywam się Jellal Fernandes, a pani to?
-Ach, przepraszam! Zapomniałam się przedstawić. - Naprawdę, aktorką była idealną. - Mitsuko Fuse. - Podała mu dłoń, którą on uścisnął. Od razu przeszli do sedna sprawy, czyli wywiadu i sesji zdjęciowej, która miała promować nowy dział wydawnictwa. Oczywiście fałszywy, ale niebieskowłosy nie musiał o tym wiedzieć.
-Do naszego wydawnictwa napływa mnóstwo pytań. Może pan, ach możesz na nie odpowiedzieć, prawda, Jellal? - poprawiła się widząc jego karcący wzrok.
-Oczywiście, ale najpierw coś zjedzmy, zgłodniałem. - Chwilę potem kelner podawał im specjalność szefa kuchni - łososia ze szpinakiem.
-Okay. Pierwsze pytanie: dlaczego najpierw pisałeś pod pseudonimem? - sięgnęła po notes i przeczytała pytanie, jednocześnie włączając dyktafon.
-Chyba tak jak każdy bałem się, że się nie wybiję na tle innych artystów. Poza tym, moja kariera fotografa dopiero się rozwijała, nie chciałem ryzykować. - Odparł popijając lampkę białego wina.
-Skąd pomysł na twoją pierwszą powieść "Acnologia"?
-Zarówno ja, jak i moja żona, Erza - na samo wspomnienie swojego imienia poczuła dziwny dreszcz. - chodziliśmy do tej samej akademii. W trzeciej klasie oglądaliśmy noc spadających gwiazd. Było magicznie, jeśli tak można to nazwać. Wtedy przypomniała mi się opowieść o dwójce zakochanych w sobie osób, które musiały wybierać. Albo wspaniałe życie w królestwie, albo zesłanie do najgorszego zakątku wszechświata. Oczywiście wybrali wspólne życie, choć było ono nędzne. Ja wolałem napisać tą drugą część. Tej, o której nikt nie wiedział. Można nawet powiedzieć, że jest to oparte na moim życiu prywatnym. - Zaśmiał się do swoich wspomnień. No cóż, okrutnych, trzeba przyznać.
-W jakim wieku zacząłeś pisać? - tego pytania nie było na liście, ale ciekawiło ją to.
-Miałem około dziesięciu lat, gdy napisałem pierwszy wiersz. Jednak jako moją pracę uznałem to w wieku dwudziestu dwóch lat. Chociaż "Acnologię" zacząłem po ukończeniu Akademii Wróżek.
-Jeszcze tylko trzy pytania. Wyjechałeś na ponad pół roku. Nie tęsknisz za żoną, przyjaciółmi? - No, Fernandes! Wszystko zależy od tej odpowiedzi!
-Oczywiście, że tak. Ale teraz nie mogę wrócić. Plany wybiegają co najmniej na trzy tygodnie do przodu. Chciałbym ich odwiedzić, ale nie mam wolnej chwili. - spojrzał na nią, jakby smutno, nieobecnie.
-A jeśli twoi przyjaciele i ukochana przyjechali tutaj, co byś zrobił?
-Tego pytania czytelnicy chyba nie zadali, prawda? - Wyczuła jakąś wrogość w jego głosie.
-Nie, oczywiście. Ciekawość, przepraszam. - Schyliła głowę w pokłonie.
-Mogę zadać pytanie, Mitsuko? - Erza kiwnęła głową w lekkiej obawie. - Twoje imię i nazwisko. Jest typowo japońskie. Poza tym, przed chwilą skłoniłaś się, przede mną. W dodatku masz akcent podobny po prefektury Tokio, Osaki. Jesteś Japonką? - Scarlet doszła do wniosku, że jest idiotką. Jak mogła przeoczyć taki szczegół!? Jest głupia! Tak bardzo głupia! - Chodź, coś Ci pokażę. - Nieczekając na jej odpowiedź, łapał ją za rękę, uregulował rachunek i już dwanaście minut potem siedzieli w taksówce. - Na Francess Street. - przemówił do kierowcy i zamknął drzwi auta.
-Gdzie jedziemy? Znaczy, znam ulicę, ale po co?
-Zobaczysz.
Szli przez park, a potem skręcili w prawo. Stanęli przed ogromnym budynkiem, lekko zniszczonym, ale utrzymanym w dobrym stanie. Był wysoki, około czteropiętrowy. Jedynie odrzucał szarością ścian, z których odpadał tynk.
-Tu powstanie nowe wydawnictwo. Za trzy tygodnie planuję je otworzyć.Dokładnie dwudziestego drugiego maja. - I nagle coś ją uderzyło. Trzy tygodnie. Przecież sam wspominał o tym w ściemnionym wywiadzie. Ten dzień, to ich rocznica. Czyli, on pamiętał?
-Czeka cię dużo pracy. - Powiedziała przez łzy. Dobrze, że było ciemno i głośno. Jedna z popularniejszych ulic Nowego Yorku, to dobry wybór.
-Tak, następny tydzień to wystrój wewnętrzny, który już prawie jest skończony, a ten, no cóż, trzeba coś zrobić z zewnętrzną stroną. - zaśmiał się cicho. Zrobiło jej się słabo. Chciała już wracać do domu. Wiedziała, że jeszcze chwila i wszystko mu wyzna. Dlatego musiała w dyskretny sposób, powiedzieć, że musi już iść.
-Och, przepraszam. - wyciągnęła telefon z torebki i oddaliła się na odległość kilku metrów. - Tak? Ale teraz? Mam spotkanie. Nie mogę teraz wyjść. To zawieź go do weterynarza. Dobrze, zaraz będę. Tak, do zobaczenia. - udawany telefon zawsze dobrze jej wychodził. Lubiła grać rolę zazdrosnych kochanek, które często takie rozmowy pozorowały. Podeszła do niego i poprawiając biały płaszcz uśmiechnęła się, przepraszając, że musi iść. Jej współlokatorka dzwoniła, że ich kot, zatruł się, a dziewczyna nie wie co robić. Dlatego musi wracać, by zabrać zwierzaka do weterynarza i uspokoić koleżankę. Oczywiście, Fernandes zadeklarował pomoc, ale ta odmówiła, tłumacząc, że to nic specjalnego, a on ma swoje problemy.
-Mam nadzieję, że dokończymy nasz wywiad. - uśmiechnął się na pożegnanie, gdy ta czekała na taksówkę.
-Oczywiście. Pan Brain zadzwoni do ciebie i umówi spotkanie. Jeszcze raz przepraszam. Na Nadal Street proszę. Miłej nocy, Jellal. - Wsiadła do pojazdu i po chwili odjechała.
Weszła do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko w szpilkach i sukience. Zrzuciła paskudne okulary i perukę. Dopiero teraz mogła odżyć wrażenia dzisiejszego wieczoru. Nawet granatowa poduszka nie mogła powstrzymać krzyku, który wydobył się z krtani Erzy Scarlet.
-Jesteś pewna? - zapytał Laxus pakujący ich nowo zakupione rzeczy do luków bagażowych. - Przecież możemy jeszcze zostać. Naprawdę chcesz wracać?
-Tak. - Krótką odpowiedzią ucięła jakiekolwiek pytania ze strony byłego koszykarza.
Dwa tygodnie minęły. Ten czas wystarczył aktorce, by uporządkować sprawy w swoim życiu. Znowu pracowała w teatrze i powróciła do ćwiczeń na siłowni. Wszystko wróciło do normy. Za trzy dni mija ich rocznica. Jellal nie dzwonił. Mitsuko zmarła śmiercią naturalną, czyli przez przeniesienie. Erza nie miała zamiaru pokazywać się na otwarciu wydawnictwa. Ani też w ogóle w jego życiu. Miała zamiar wysłać mu papiery rozwodowe. Jeszcze nie była pewna, czy naprawdę tego chce, ale wiedziała, że w końcu musi to zrobić.
Właśnie miała iść na zakupy. Lodówka była pusta, a ona głodna. No i dawno nic nie gotowała. Musi to nadrobić! Założyła tenisówki i miała wychodzić z mieszkania, gdy usłyszała dźwięk pukania do drzwi. Spojrzała przez wizjer, na osobę, która dobijała się do niej. Jakie było jej zdziwienie, gdy na korytarzu zobaczyła Ultear Milkovic.
-Więc mówisz, że mam wszystko rzucić i ot tak lecieć do Nowego Yorku? - zapytała podsumowując wypowiedź dziewczyny, która właśnie popijała u niej kawę.
-Tak, dokładnie.
-Ach, okay. - powiedziała biorąc swój kubek do ręki i wypijając sporawy łyk. - Poczekaj, tylko się spakuję i możemy już wychodzić.
-Serio? - Ultear odstawiła kubek i spojrzała z nadzieją na Scarlet.
-Oczywiście, że nie, głupia! Myślisz, że to takie łatwe? To on mnie zostawił. I to na pół roku! Bez żadnych wiadomości! Wiesz jakie to uczucie?! - zaczęła krzyczeć i wyżywać się na tej biednej kobiecie. Miała ochotę ją uderzyć, jakby to miało pomóc. Za wszystko obwiniała właśnie Ultear, która tak spokojnie przyjmowała jej krzyki.
-Jellal miał wypadek. - powiedziała to tak naturalnie i gładko, że aktorka prawie upadła na kolana. Przestała krzyczeć i wymachiwać rękoma. W pewnym momencie też oddychać.
W Nowym Yorku były już dwa dni później, koło trzeciej nad ranem. Oczywiście Erza chciała iść od razu do szpitala, ale Ultear powstrzymała ją mówiąc, że i tak go teraz nie odwiedzi. No cóż, miała rację. Kobieta zatrzymała się w mieszkaniu przyjaciółki swojego męża. Jednocześnie, dowiedziała się, że byli razem na premierze książki Milkovic "Przestępstwa wiedźmy" i dlatego znajdowali się na okładce magazynu "People".
-Wszystkiego najlepszego z okazji waszej ósmej rocznicy. - Powiedziała Ultear wręczając jej małą kopertę.
-Dzięki. - Mruknęła i spojrzała na kremowy papier. Po chwili spoglądała to na brązowowłosą, to na staranne pismo Jellala. I tak wkółko. - Ale jak? To on naprawdę? Dlaczego? - Masa pytań, na które odpowiedź znała tylko kobieta stojąca przed nią i jej mąż.
-Masz jakieś siedem godzin. Powinnaś zdążyć. - kobieta zaśmiała się rzucając jej klucze i wychodząc z apartamentu. Jeszcze raz przeczytała te kilka słów. Tym razem na głos. -
Droga Mitsuko, a raczej Erzo. Jak już pewnie się domyśliłaś nic mi nie jest. Mam nadzieję, że wybaczysz nam, nasz mały podstęp. Cieszę się, że pokochałaś tak samo Nowy York, jak ja. Taksówka już jest zamówiona. Bądź gotowa przed dwudziestą.
Nawet się nie podpisał, no cóż, cały on. Chwyciła jeszcze za zaproszenie, które znajdowało się w kopercie.
-Jesteście niemożliwi! - krzyknęła śmiejąc się. Nareszcie wszystko zaczyna się układać.
Sala balowa w hotelu "Hosenka" była ładna. To mógł stwierdzić każdy. Ciemne pomieszczenie idealnie pasowało do osobowości Jellala. Znajdowało się tam mnóstwo stołów, ale również wolna przestrzeń do tańczenia czy swobodniej rozmowy. Czarne obrusy, na których stały białe lampy, wraz z oknami zakończonymi portalami, idealnie współgrały, tworząc idealną całość.
-Och, jednak jesteś. Nie gniewasz się na nas, prawda? - Ultear podeszła do niej i przytuliła. Wyglądała naprawdę olśniewająco. Włosy rozpuściła i przewiązała białą wstążką, takiego samego koloru, jak jej prosta sukienka. Do tego kremowe szpilki i złote bransoletki na prawej ręce. Wyglądała jak anioł.
-Nie, rachunki wyrównane. Gdzie Jellal? - zapytała. Tak, to ją najbardziej interesowało.
-Tam stoi. - Kiwnęła w przeciwległy koniec sali, gdzie rozmawiał z jakimś kelnerem. Kiwnęła kobiecie i udała się w stronę swojego męża. Teraz nadchodzi jeden z najcięższych momentów swojego życia.
-Tak, oczywiście. - Pracownik hotelu zapisał coś w notesie i odszedł w swoją stronę.
-Witaj, Jellal. - Stał do niej tyłem. Bała się chwili, w której się odwróci i coś powie. Bo mimo iż udawała twardą, wcale taka niebyłą. W środku błagała, by do niej wrócił, ale miała jeden cel. Zakończyć to. Toksyczny związek nie miał sensu.
-Erzo, miło cię widzieć. - Fernandes ubrany w biały garnitur z czarnymi zakończeniami wyglądał naprawdę apetycznie. Schylił się i chyba próbował ją pocałować, ale Erza zrobiła szybki unik i dała mu buziaka w policzek.
-Chłodne powitanie. Coś się stało? - zapytał jakby nie widzieli się zaledwie sześć godzin, a nie pół roku.
-Skąd wiedziałeś?
-Ale o czym, Erzo? - włożył ręce do kieszeni uśmiechnął się modyfikując wzór tatuażu.
-O tym, że.. Wiesz o co mi chodzi. - Jęknęła, bo uświadomiła sobie, jakie to było głupie.
-Masz piękne oczy, wiesz? Wszędzie bym je poznał. - powiedział bawiąc się kosmykiem, który wypadł z idealnie ułożonego koka. - Poza tym, ruchy, gesty.. Głos. Wszystko. To Erzę Scarlet pokochałem, każdy jej element. Zawsze cię odnajdę, nawet jeśli zmieniłabyś się w faceta. - Zaśmiał się, a ona wraz z nim. Tak, ona też go uwielbiała. Długie, sterczące niebieskie włosy, które wielokrotnie przeczesywała. Czarne, nieprzeniknione oczy, w które mogła się wpatrywać godzinami. Idealne ciało i szkarłatny tatuaż na jego pięknej twarzy. Kochała Jellala Fernandesa, a on kochał ją. Chociaż z każdym dniem minionych miesięcy ta miłość bledła, zastąpiona poczuciem straconego czasu i rozpaczy.
-Zaraz się zacznie. Muszę iść. Do zobaczenia potem. -Puścił kosmyk jej włosów i ruszył w stronę podniesienia. Nie mogła go teraz zostawić. Znów ją opuszczał. Co z tego, że na chwilę?! Tyle już czekała!
-Jellal, czekaj! - Złapała go za nadgarstek i splotła jego dłoń ze swoją. Zbliżyła się i pocałowała. Zbyt długo pościła. Nie mogła się powstrzymać. On, trzymając ją w talii, przysunął do siebie. Tak, oboje zbyt długo nie smakowali siebie.
-Wrócisz? - zapytała gdy skończyli pieszczotę.
-Nie. -Chłodny ton i wyniosła postawa, upewniły ją, że nie kłamie. Tym jednym słowem złamał jej serce. Po czymś tak subtelnym i zarazem namiętnym, i dzikim nie spodziwała się takiej odpowiedzi. - Nie mam zamiaru już nigdzie odchodzić.
Wydawnictwo "Scarlet" prosperowało dobrze. Ultear wydawała właśnie swoją drugą książkę, a Jellal wraz z Erzą wrócili do Japonii. Ciężko było zacząć żyć od nowa. Oboje mieli teraz więcej obowiązków, gdyż aktorka nie chciała zostawiać swojego męża samego. Tancerka, wybaczyła Fernandesowi, gdy wytłumaczył jej wszystko. Oczywiście, wydawało się to naciągane. Wyjechał, żeby otworzyć redakcję na drugim końcu świata? I to dla niej? W rocznicę ich ślubu? Sądziła, że to śmieszne, ale gdy na otwarciu, cały wystrój wydawnictwa był dokładnie w jej stylu, zaczęła myśleć inaczej.
Erza Scarlet odnosiła sukcesy sceniczne jako primabalerina. Ostatnio dostała również rolę w ekranizacji książek o przygodach nastoletniej wróżki. Również jej życie prywatne było udane. Jellal poświęcał jej dużo czasu i nie odstępował na krok. Codziennie rano powtarzał, że jest aniołem i, że ją kocha. Tak było również dzisiaj. Siedzieli przy stole w kuchni i zajadali się pysznym omletem, który przygotował fotograf.
-Widziałeś recenzje książki Ultear? - kobiety zaprzyjaźniły się i często chodziły na wspólne zakupy. Aktorka mogła być spokojna, ponieważ wiedziała, że zarówno jej męża, jak i początkującej pisarki nic nie łączy. Byli współwłaścicielami wydawnictwa i dobrymi przyjaciółmi.
-Nie. Ale zaraz sprawdzę. - Wstał od mebla, biorąc kubek z kawą w rękę i poszedł do salonu. Tancerka spokojnie kończyła śniadanie, jednak szybko wbiegła do pokoju gościnnego, gdy usłyszała głośny śmiech mężczyzny.
-Co jest? - zapytała przerażona. Przecież miał czytać o książkach Milkovich! Czy okazała się niewypałem, skoro spowodowała taką reakcję niebieskowłosego? A może wręcz przeciwnie?
-Kocham tego, kto wymyślił internet! Patrz. - odwrócił białego laptopa w jej stronę i pokazał nagłówek jakiejś strony plotkarskiej. Po chwili i ona zaczęła się śmiać.
-Jellal! Zdradzasz mnie! - udawała zrozpaczoną i przytuliła się do niego - Wiesz, czasami warto przeczytać, że jest się kochanką własnego męża. - Na portalu widniał dużymi, czarnymi literami napisany artykuł. Plotka tego tygodnia. "Jellal Fernandes zdradza swoją żonę? Kim jest tajemnicza kochanka?" Fotograf ściągnął zdjęcie, na którym ktoś uwiecznił ich pocałunek i wydrukował. Podał je żonie, a ta włożyła je do zielonego notesu, tego samego, w którym trzymała wszystkie ważne dla siebie rzeczy.
-Hej, Erza, co zrobimy jak moja żona się dowie?
-Nie dowie się! Zobaczysz, już ja o to zadbam! - oboje znów zaczęli się śmiać, a Erza Scarlet była pewna, że jej życie nigdy nie będzie nudne.
*-*-*
Kochani, to ostatnia część partówki Jellala i Erzy. Mam nadzieję, że Wam się podobało i spełniłam oczekiwania zamawiającej - Ogniokrwistej.
Mam nadzieję, że podpowiecie mi, co napisać w następnym poście :)
Życzę Wszystkim piszącym weny i czasu!
Trzymajcie się! ♥
-To my idziemy na zakupy, a Wy odpocznijcie trochę. W szczególności ty, Scorpio. - Lucy wskazała palcem na pilota i rzuciła mi kluczyki do jej prywatnego apartamentu znajdującego się kilka minut drogi od lotniska, na którym się znajdowali. Dostali pozwolenie na lądowanie w luku ambasadorskim. Heartfilia miała naprawdę wiele przydatnych znajomości. - Spróbujemy też znaleźć adres Jellala i się z nim skontaktować. Zadzwonimy, jak się czegoś dowiemy. - Pomachała im różowym telefonem przed nosem i odbiegła wraz ze Scarlet w stronę najbliższych sklepów.
Erza myślała, że to ona jest demonem zakupów, ale przy blondynce ten tytuł tracił na znaczeniu. Wybierała szybko, ale z wielką precyzją i zadbaniem o każdy szczegół. W ten sposób po czterech godzinach siedziały w restauracji "Sun" i zajadały sałatkę warzywną.
-No więc? Jaki masz plan? - zapytała Lucy przełykając brokuł, który wcześniej nadziała na widelec.
-Najpierw zjem, potem wrócę do hotelu, ogarnę się i to chyba tyle. - Przyłożyła szklankę wody do ust i wypiła spory łyk.
"Erza, jesteś śmieszna i żałosna. Powinnaś mu wszystko powiedzieć! Wykrzyczeć prosto w twarz i rzucić, kretynko. Co ty sobie wyobrażasz, co?" - Zbeształa się w myślach i popatrzyła na dziewczynę, która z szeroko otwartą buzią wlepiła w nią spojrzenie.
-"I to chyba tyle"?! Nie zrobisz mu niespodzianki? Nie widzieliście się prawie pół roku! Ja wiem, skype i telefon istnieje, ale nie zrobisz mu jakiejś niespodzianki? Bo mówiłaś, że się przeniósł i zapomniał podać ci adresu, tak? Więc musimy go zdobyć i mam nawet pomysł.
Nigdy nie sądziła, że zrobi coś tak okrutnego. Naprawdę, miała więcej szacunku do siebie. Stukot czerwonych szpilek odbijał się od wyłożonej panelami posadzki. Ruchem modelki podeszła do recepcji i spojrzała na młodą, około dwudziestopięcioletnią dziewczynę, która siedziała na krzesełku obrotowym i wpisywała coś w komputerze. Gdy usłyszała, że ktoś stoi obok lady, odwróciła się i uśmiechnęła miło w stronę Scarlet.
-W czym mogę pomóc? - zapytała uprzejmie, poprawiając swój idealnie upięty kok różowych włosów. Erza, przyjęła pozę wyniosłej osobowości, którą zresztą była i władczym tonem, rozkazała jej rozmawiać z szefem wydawnictwa "Domus Flau". Gdy ta przeprosiła, mówiąc, że pan Zero jest zajęty i, że musi poczekać aktorka zaśmiała jej się w twarz.
-Ha! Pani - spojrzała na biały identyfikator przyczepiony do lewej piersi recepcjonistki i przeczytała imię. "Meredy". Musi je zapamiętać, może się przydać. - chyba nie wie z kim rozmawia. Nazywam się Erza Knightwalker! Chcę wydać tutaj książkę. - pokazała jej dowód, który wcześniej Lucy jakoś zdobyła. Naprawdę, zaczynała bać się tej dziewczyny.
-Kinght..walker? Tak! Już dzwonię do prezesa! Proszę chwilkę poczekać! - W maniakalnym ruchu chwyciła za telefon i mówiąc, że to pilne umówiła spotkanie z domniemanym Zero. Już kilka minut później stała przed drewnianymi drzwiami ze złotą tabliczką: "Gabinet prezesa - Zero Kushi". Bez pukania weszła do jasnego pomieszczenia i zamknęła drzwi na klucz. Gdy mężczyzna, który siedział w fotelu oglądając wspaniały widok panoramy Nowego Yorku, odwrócił się przemówiła szybko:
-Musi mi pan pomóc!
Ubrana w piękną, zieloną suknię siedziała w restauracji "Acalypha" i czekała na Jellala. Oczywiście, on myślał, że ma przyjść porozmawiać z Zero, który okazał się naprawdę wspaniałym człowiekiem i pomógł jej w tej ciężkiej sytuacji. Oczywiście, nie za darmo. Obiecała, że namówi go do publikacji książek w jego wydawnictwie, albo chociażby polecenia go słynnym pisarzom. Mało wygórowana cena za taką przysługę.
Teraz ściskając biały pasek sukienki, który przepasał jej talię, ukradkowo wpatrywała się w drzwi. Gdy wreszcie go zobaczyła, poprawiła czarne oprawki okularów i tego samego koloru perukę. Wstała i zawołała kelnera, aby przywołał go do stolika numer siedem.
-Przepraszam, chyba mnie pani z kimś pomyliła. Czekam tu na przyjaciela. - powiedział uśmiechając się i drapiąc w geście zakłopotania po głowie.
-Pan Brain miał inne spotkanie. - Tak nazywali go jego bliżsi współpracownicy i znajomi. - Kazał przeprosić i przysłał mnie w zastępstwie. Mam nadzieję, że niestanowi to problemu.
-Nie, skądże. Jak pani pewnie wie, nazywam się Jellal Fernandes, a pani to?
-Ach, przepraszam! Zapomniałam się przedstawić. - Naprawdę, aktorką była idealną. - Mitsuko Fuse. - Podała mu dłoń, którą on uścisnął. Od razu przeszli do sedna sprawy, czyli wywiadu i sesji zdjęciowej, która miała promować nowy dział wydawnictwa. Oczywiście fałszywy, ale niebieskowłosy nie musiał o tym wiedzieć.
-Do naszego wydawnictwa napływa mnóstwo pytań. Może pan, ach możesz na nie odpowiedzieć, prawda, Jellal? - poprawiła się widząc jego karcący wzrok.
-Oczywiście, ale najpierw coś zjedzmy, zgłodniałem. - Chwilę potem kelner podawał im specjalność szefa kuchni - łososia ze szpinakiem.
-Okay. Pierwsze pytanie: dlaczego najpierw pisałeś pod pseudonimem? - sięgnęła po notes i przeczytała pytanie, jednocześnie włączając dyktafon.
-Chyba tak jak każdy bałem się, że się nie wybiję na tle innych artystów. Poza tym, moja kariera fotografa dopiero się rozwijała, nie chciałem ryzykować. - Odparł popijając lampkę białego wina.
-Skąd pomysł na twoją pierwszą powieść "Acnologia"?
-Zarówno ja, jak i moja żona, Erza - na samo wspomnienie swojego imienia poczuła dziwny dreszcz. - chodziliśmy do tej samej akademii. W trzeciej klasie oglądaliśmy noc spadających gwiazd. Było magicznie, jeśli tak można to nazwać. Wtedy przypomniała mi się opowieść o dwójce zakochanych w sobie osób, które musiały wybierać. Albo wspaniałe życie w królestwie, albo zesłanie do najgorszego zakątku wszechświata. Oczywiście wybrali wspólne życie, choć było ono nędzne. Ja wolałem napisać tą drugą część. Tej, o której nikt nie wiedział. Można nawet powiedzieć, że jest to oparte na moim życiu prywatnym. - Zaśmiał się do swoich wspomnień. No cóż, okrutnych, trzeba przyznać.
-W jakim wieku zacząłeś pisać? - tego pytania nie było na liście, ale ciekawiło ją to.
-Miałem około dziesięciu lat, gdy napisałem pierwszy wiersz. Jednak jako moją pracę uznałem to w wieku dwudziestu dwóch lat. Chociaż "Acnologię" zacząłem po ukończeniu Akademii Wróżek.
-Jeszcze tylko trzy pytania. Wyjechałeś na ponad pół roku. Nie tęsknisz za żoną, przyjaciółmi? - No, Fernandes! Wszystko zależy od tej odpowiedzi!
-Oczywiście, że tak. Ale teraz nie mogę wrócić. Plany wybiegają co najmniej na trzy tygodnie do przodu. Chciałbym ich odwiedzić, ale nie mam wolnej chwili. - spojrzał na nią, jakby smutno, nieobecnie.
-A jeśli twoi przyjaciele i ukochana przyjechali tutaj, co byś zrobił?
-Tego pytania czytelnicy chyba nie zadali, prawda? - Wyczuła jakąś wrogość w jego głosie.
-Nie, oczywiście. Ciekawość, przepraszam. - Schyliła głowę w pokłonie.
-Mogę zadać pytanie, Mitsuko? - Erza kiwnęła głową w lekkiej obawie. - Twoje imię i nazwisko. Jest typowo japońskie. Poza tym, przed chwilą skłoniłaś się, przede mną. W dodatku masz akcent podobny po prefektury Tokio, Osaki. Jesteś Japonką? - Scarlet doszła do wniosku, że jest idiotką. Jak mogła przeoczyć taki szczegół!? Jest głupia! Tak bardzo głupia! - Chodź, coś Ci pokażę. - Nieczekając na jej odpowiedź, łapał ją za rękę, uregulował rachunek i już dwanaście minut potem siedzieli w taksówce. - Na Francess Street. - przemówił do kierowcy i zamknął drzwi auta.
-Gdzie jedziemy? Znaczy, znam ulicę, ale po co?
-Zobaczysz.
Szli przez park, a potem skręcili w prawo. Stanęli przed ogromnym budynkiem, lekko zniszczonym, ale utrzymanym w dobrym stanie. Był wysoki, około czteropiętrowy. Jedynie odrzucał szarością ścian, z których odpadał tynk.
-Tu powstanie nowe wydawnictwo. Za trzy tygodnie planuję je otworzyć.Dokładnie dwudziestego drugiego maja. - I nagle coś ją uderzyło. Trzy tygodnie. Przecież sam wspominał o tym w ściemnionym wywiadzie. Ten dzień, to ich rocznica. Czyli, on pamiętał?
-Czeka cię dużo pracy. - Powiedziała przez łzy. Dobrze, że było ciemno i głośno. Jedna z popularniejszych ulic Nowego Yorku, to dobry wybór.
-Tak, następny tydzień to wystrój wewnętrzny, który już prawie jest skończony, a ten, no cóż, trzeba coś zrobić z zewnętrzną stroną. - zaśmiał się cicho. Zrobiło jej się słabo. Chciała już wracać do domu. Wiedziała, że jeszcze chwila i wszystko mu wyzna. Dlatego musiała w dyskretny sposób, powiedzieć, że musi już iść.
-Och, przepraszam. - wyciągnęła telefon z torebki i oddaliła się na odległość kilku metrów. - Tak? Ale teraz? Mam spotkanie. Nie mogę teraz wyjść. To zawieź go do weterynarza. Dobrze, zaraz będę. Tak, do zobaczenia. - udawany telefon zawsze dobrze jej wychodził. Lubiła grać rolę zazdrosnych kochanek, które często takie rozmowy pozorowały. Podeszła do niego i poprawiając biały płaszcz uśmiechnęła się, przepraszając, że musi iść. Jej współlokatorka dzwoniła, że ich kot, zatruł się, a dziewczyna nie wie co robić. Dlatego musi wracać, by zabrać zwierzaka do weterynarza i uspokoić koleżankę. Oczywiście, Fernandes zadeklarował pomoc, ale ta odmówiła, tłumacząc, że to nic specjalnego, a on ma swoje problemy.
-Mam nadzieję, że dokończymy nasz wywiad. - uśmiechnął się na pożegnanie, gdy ta czekała na taksówkę.
-Oczywiście. Pan Brain zadzwoni do ciebie i umówi spotkanie. Jeszcze raz przepraszam. Na Nadal Street proszę. Miłej nocy, Jellal. - Wsiadła do pojazdu i po chwili odjechała.
Weszła do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko w szpilkach i sukience. Zrzuciła paskudne okulary i perukę. Dopiero teraz mogła odżyć wrażenia dzisiejszego wieczoru. Nawet granatowa poduszka nie mogła powstrzymać krzyku, który wydobył się z krtani Erzy Scarlet.
-Jesteś pewna? - zapytał Laxus pakujący ich nowo zakupione rzeczy do luków bagażowych. - Przecież możemy jeszcze zostać. Naprawdę chcesz wracać?
-Tak. - Krótką odpowiedzią ucięła jakiekolwiek pytania ze strony byłego koszykarza.
Dwa tygodnie minęły. Ten czas wystarczył aktorce, by uporządkować sprawy w swoim życiu. Znowu pracowała w teatrze i powróciła do ćwiczeń na siłowni. Wszystko wróciło do normy. Za trzy dni mija ich rocznica. Jellal nie dzwonił. Mitsuko zmarła śmiercią naturalną, czyli przez przeniesienie. Erza nie miała zamiaru pokazywać się na otwarciu wydawnictwa. Ani też w ogóle w jego życiu. Miała zamiar wysłać mu papiery rozwodowe. Jeszcze nie była pewna, czy naprawdę tego chce, ale wiedziała, że w końcu musi to zrobić.
Właśnie miała iść na zakupy. Lodówka była pusta, a ona głodna. No i dawno nic nie gotowała. Musi to nadrobić! Założyła tenisówki i miała wychodzić z mieszkania, gdy usłyszała dźwięk pukania do drzwi. Spojrzała przez wizjer, na osobę, która dobijała się do niej. Jakie było jej zdziwienie, gdy na korytarzu zobaczyła Ultear Milkovic.
-Więc mówisz, że mam wszystko rzucić i ot tak lecieć do Nowego Yorku? - zapytała podsumowując wypowiedź dziewczyny, która właśnie popijała u niej kawę.
-Tak, dokładnie.
-Ach, okay. - powiedziała biorąc swój kubek do ręki i wypijając sporawy łyk. - Poczekaj, tylko się spakuję i możemy już wychodzić.
-Serio? - Ultear odstawiła kubek i spojrzała z nadzieją na Scarlet.
-Oczywiście, że nie, głupia! Myślisz, że to takie łatwe? To on mnie zostawił. I to na pół roku! Bez żadnych wiadomości! Wiesz jakie to uczucie?! - zaczęła krzyczeć i wyżywać się na tej biednej kobiecie. Miała ochotę ją uderzyć, jakby to miało pomóc. Za wszystko obwiniała właśnie Ultear, która tak spokojnie przyjmowała jej krzyki.
-Jellal miał wypadek. - powiedziała to tak naturalnie i gładko, że aktorka prawie upadła na kolana. Przestała krzyczeć i wymachiwać rękoma. W pewnym momencie też oddychać.
W Nowym Yorku były już dwa dni później, koło trzeciej nad ranem. Oczywiście Erza chciała iść od razu do szpitala, ale Ultear powstrzymała ją mówiąc, że i tak go teraz nie odwiedzi. No cóż, miała rację. Kobieta zatrzymała się w mieszkaniu przyjaciółki swojego męża. Jednocześnie, dowiedziała się, że byli razem na premierze książki Milkovic "Przestępstwa wiedźmy" i dlatego znajdowali się na okładce magazynu "People".
-Wszystkiego najlepszego z okazji waszej ósmej rocznicy. - Powiedziała Ultear wręczając jej małą kopertę.
-Dzięki. - Mruknęła i spojrzała na kremowy papier. Po chwili spoglądała to na brązowowłosą, to na staranne pismo Jellala. I tak wkółko. - Ale jak? To on naprawdę? Dlaczego? - Masa pytań, na które odpowiedź znała tylko kobieta stojąca przed nią i jej mąż.
-Masz jakieś siedem godzin. Powinnaś zdążyć. - kobieta zaśmiała się rzucając jej klucze i wychodząc z apartamentu. Jeszcze raz przeczytała te kilka słów. Tym razem na głos. -
Droga Mitsuko, a raczej Erzo. Jak już pewnie się domyśliłaś nic mi nie jest. Mam nadzieję, że wybaczysz nam, nasz mały podstęp. Cieszę się, że pokochałaś tak samo Nowy York, jak ja. Taksówka już jest zamówiona. Bądź gotowa przed dwudziestą.
Nawet się nie podpisał, no cóż, cały on. Chwyciła jeszcze za zaproszenie, które znajdowało się w kopercie.
-Jesteście niemożliwi! - krzyknęła śmiejąc się. Nareszcie wszystko zaczyna się układać.
Sala balowa w hotelu "Hosenka" była ładna. To mógł stwierdzić każdy. Ciemne pomieszczenie idealnie pasowało do osobowości Jellala. Znajdowało się tam mnóstwo stołów, ale również wolna przestrzeń do tańczenia czy swobodniej rozmowy. Czarne obrusy, na których stały białe lampy, wraz z oknami zakończonymi portalami, idealnie współgrały, tworząc idealną całość.
-Och, jednak jesteś. Nie gniewasz się na nas, prawda? - Ultear podeszła do niej i przytuliła. Wyglądała naprawdę olśniewająco. Włosy rozpuściła i przewiązała białą wstążką, takiego samego koloru, jak jej prosta sukienka. Do tego kremowe szpilki i złote bransoletki na prawej ręce. Wyglądała jak anioł.
-Nie, rachunki wyrównane. Gdzie Jellal? - zapytała. Tak, to ją najbardziej interesowało.
-Tam stoi. - Kiwnęła w przeciwległy koniec sali, gdzie rozmawiał z jakimś kelnerem. Kiwnęła kobiecie i udała się w stronę swojego męża. Teraz nadchodzi jeden z najcięższych momentów swojego życia.
-Tak, oczywiście. - Pracownik hotelu zapisał coś w notesie i odszedł w swoją stronę.
-Witaj, Jellal. - Stał do niej tyłem. Bała się chwili, w której się odwróci i coś powie. Bo mimo iż udawała twardą, wcale taka niebyłą. W środku błagała, by do niej wrócił, ale miała jeden cel. Zakończyć to. Toksyczny związek nie miał sensu.
-Erzo, miło cię widzieć. - Fernandes ubrany w biały garnitur z czarnymi zakończeniami wyglądał naprawdę apetycznie. Schylił się i chyba próbował ją pocałować, ale Erza zrobiła szybki unik i dała mu buziaka w policzek.
-Chłodne powitanie. Coś się stało? - zapytał jakby nie widzieli się zaledwie sześć godzin, a nie pół roku.
-Skąd wiedziałeś?
-Ale o czym, Erzo? - włożył ręce do kieszeni uśmiechnął się modyfikując wzór tatuażu.
-O tym, że.. Wiesz o co mi chodzi. - Jęknęła, bo uświadomiła sobie, jakie to było głupie.
-Masz piękne oczy, wiesz? Wszędzie bym je poznał. - powiedział bawiąc się kosmykiem, który wypadł z idealnie ułożonego koka. - Poza tym, ruchy, gesty.. Głos. Wszystko. To Erzę Scarlet pokochałem, każdy jej element. Zawsze cię odnajdę, nawet jeśli zmieniłabyś się w faceta. - Zaśmiał się, a ona wraz z nim. Tak, ona też go uwielbiała. Długie, sterczące niebieskie włosy, które wielokrotnie przeczesywała. Czarne, nieprzeniknione oczy, w które mogła się wpatrywać godzinami. Idealne ciało i szkarłatny tatuaż na jego pięknej twarzy. Kochała Jellala Fernandesa, a on kochał ją. Chociaż z każdym dniem minionych miesięcy ta miłość bledła, zastąpiona poczuciem straconego czasu i rozpaczy.
-Zaraz się zacznie. Muszę iść. Do zobaczenia potem. -Puścił kosmyk jej włosów i ruszył w stronę podniesienia. Nie mogła go teraz zostawić. Znów ją opuszczał. Co z tego, że na chwilę?! Tyle już czekała!
-Jellal, czekaj! - Złapała go za nadgarstek i splotła jego dłoń ze swoją. Zbliżyła się i pocałowała. Zbyt długo pościła. Nie mogła się powstrzymać. On, trzymając ją w talii, przysunął do siebie. Tak, oboje zbyt długo nie smakowali siebie.
-Wrócisz? - zapytała gdy skończyli pieszczotę.
-Nie. -Chłodny ton i wyniosła postawa, upewniły ją, że nie kłamie. Tym jednym słowem złamał jej serce. Po czymś tak subtelnym i zarazem namiętnym, i dzikim nie spodziwała się takiej odpowiedzi. - Nie mam zamiaru już nigdzie odchodzić.
Wydawnictwo "Scarlet" prosperowało dobrze. Ultear wydawała właśnie swoją drugą książkę, a Jellal wraz z Erzą wrócili do Japonii. Ciężko było zacząć żyć od nowa. Oboje mieli teraz więcej obowiązków, gdyż aktorka nie chciała zostawiać swojego męża samego. Tancerka, wybaczyła Fernandesowi, gdy wytłumaczył jej wszystko. Oczywiście, wydawało się to naciągane. Wyjechał, żeby otworzyć redakcję na drugim końcu świata? I to dla niej? W rocznicę ich ślubu? Sądziła, że to śmieszne, ale gdy na otwarciu, cały wystrój wydawnictwa był dokładnie w jej stylu, zaczęła myśleć inaczej.
Erza Scarlet odnosiła sukcesy sceniczne jako primabalerina. Ostatnio dostała również rolę w ekranizacji książek o przygodach nastoletniej wróżki. Również jej życie prywatne było udane. Jellal poświęcał jej dużo czasu i nie odstępował na krok. Codziennie rano powtarzał, że jest aniołem i, że ją kocha. Tak było również dzisiaj. Siedzieli przy stole w kuchni i zajadali się pysznym omletem, który przygotował fotograf.
-Widziałeś recenzje książki Ultear? - kobiety zaprzyjaźniły się i często chodziły na wspólne zakupy. Aktorka mogła być spokojna, ponieważ wiedziała, że zarówno jej męża, jak i początkującej pisarki nic nie łączy. Byli współwłaścicielami wydawnictwa i dobrymi przyjaciółmi.
-Nie. Ale zaraz sprawdzę. - Wstał od mebla, biorąc kubek z kawą w rękę i poszedł do salonu. Tancerka spokojnie kończyła śniadanie, jednak szybko wbiegła do pokoju gościnnego, gdy usłyszała głośny śmiech mężczyzny.
-Co jest? - zapytała przerażona. Przecież miał czytać o książkach Milkovich! Czy okazała się niewypałem, skoro spowodowała taką reakcję niebieskowłosego? A może wręcz przeciwnie?
-Kocham tego, kto wymyślił internet! Patrz. - odwrócił białego laptopa w jej stronę i pokazał nagłówek jakiejś strony plotkarskiej. Po chwili i ona zaczęła się śmiać.
-Jellal! Zdradzasz mnie! - udawała zrozpaczoną i przytuliła się do niego - Wiesz, czasami warto przeczytać, że jest się kochanką własnego męża. - Na portalu widniał dużymi, czarnymi literami napisany artykuł. Plotka tego tygodnia. "Jellal Fernandes zdradza swoją żonę? Kim jest tajemnicza kochanka?" Fotograf ściągnął zdjęcie, na którym ktoś uwiecznił ich pocałunek i wydrukował. Podał je żonie, a ta włożyła je do zielonego notesu, tego samego, w którym trzymała wszystkie ważne dla siebie rzeczy.
-Hej, Erza, co zrobimy jak moja żona się dowie?
-Nie dowie się! Zobaczysz, już ja o to zadbam! - oboje znów zaczęli się śmiać, a Erza Scarlet była pewna, że jej życie nigdy nie będzie nudne.
Kochani, to ostatnia część partówki Jellala i Erzy. Mam nadzieję, że Wam się podobało i spełniłam oczekiwania zamawiającej - Ogniokrwistej.
Mam nadzieję, że podpowiecie mi, co napisać w następnym poście :)
*-*-*
Kochani, to ostatnia część partówki Jellala i Erzy. Mam nadzieję, że Wam się podobało i spełniłam oczekiwania zamawiającej - Ogniokrwistej.
Mam nadzieję, że podpowiecie mi, co napisać w następnym poście :)
Życzę Wszystkim piszącym weny i czasu!
Trzymajcie się! ♥
Trzymajcie się! ♥
O LURWA! XD
OdpowiedzUsuńSłuchaj, nie spieprzyłaś :D Podoba mi się! Końcówka najlepsza, z tymi internetami <3 Ogólnie mi się podoba. Styl oraz pomysł są mega, zakończenie z humorkiem i to mi się spodobało ^^ Jedyne do czego mogę się przyczepić, to mało erotyki. Chciałam więcej ~ Ale z tym to spokojnie, jeszcze się wprawisz :3 Tak więc, ocena końcowa jest bardzo pozytywna :3
Pozdrawiam, weny i czasu życzę <33
Wyrobię się i Ci napiszę! Spokojnie! <3 Na końcu chciałam zrobić coś z erotyką, ale kurcze, no. Oni są zbyt epiccy! <3
UsuńDziękuję bardzo za przemiły komentarz! <3
Tobie również! <3
Pozdrawiam:
Ashta :3