Kid x Bonney
dla Ogniokrwistej <3
Całe South Blue znajdowało się pod wpływami Capone Bege, szanowanego biznesmena korporacji "Supernovas". Grand Line, jedno z większych miast na obszarze Shin Sekai, było miejscem nielegalnego handlu, nie tylko używkami, ale i ludźmi. Mimo iż, był jedną z ważniejszych osób, to i tak czuł na sobie oddech niebezpieczeństwa każdego dnia. Wyspecjalizowani ochroniarze otaczali go na okrągło, czy to na spotkaniach biznesowych, czy zwykłym obiedzie w restauracji, ze swoją córką. To właśnie o dziewiętnostalotniej Bonney tak obawiał się Capone. Dziewczyna miała rozpocząć studia, chociaż do tej pory nauczana była w domu, przez wynajętą guwernantkę. Za trzy miesiące rozpoczynała nowy etap, a on dalej nie wynajął jej ochrony. Dlatego dzisiaj, siedział w swoim gabinecie i przeglądał akta trójki najwiarygodniejszych kandydatów.
Wziął pierwszą kopertę z napisem "Killer". Płatny zabójca i szpieg. Odpada. Mógł działać na dwa fronty. Kolejny pakunek był nieco grubszy i nosił napis "Roronoa Zoro". Ten, zapowiadał się o wiele lepiej. Szkolony od dziecka, dobrze posługuje się katanami, ale broń palna nie jest u niego przeszkodą. Ten byłby idealny, ale z ciekawości zajrzał do trzeciej koperty. Szybko zeskanował tekst i uśmiechnął się w dość dziwny sposób. Wygiął wargi w groźnym wyrazie, a popiół z cygara, które właśnie palił posypał się na dopiero wyczyszczone biurko.
-Obyś był taki dobry jak swój ojciec, szczeniaku.
-Daj mi spokój, Shirley! Są wakacje! - Różowowłosa dziewczyna sprzeczała się ze swoją nową guwernantką, która i tak kazała jej uczyć się jakichś bzdur. Przecież miała wolne! To oznaczało, że powinna wyjść ze znajomymi na jakąś imprezę czy chociaż do kina. Ale nie! Przecież bycie córką Capone Bege wiąże się z brakiem przyjaciół. To prawda, że zapewniał jej wszystko, o czym mogła marzyć nastolatka. Miała własne auto, którym i tak nie mogła jeździć, bo nie była jeszcze pełnoletnia, ale prowadzić już umiała. Wakacje za granicą, gdzie tylko chciała. Jednym słowem - wszystko! Ale cóż, brak bliskiej osoby był dotkliwy. Oddałaby każdą rzecz, żeby mieć zaufaną koleżankę. Nie musiała być popularna, jakoś jej na tym nie zależało.
-Ale panienko co powie, panienki ojciec, kiedy się o tym dowie! - nauczycielka uniosła ręce wysoko w górę jakby wołała o pomstę do nieba. Bonney miała dość. Dochodziła siedemnasta, a ona nie była jeszcze na świeżym powietrzu.
-Wychodzę. - Wstała zza stołu, który pełnił funkcje biurka i szybko wyszła z salonu.
Lubiła Shirley, ale czasami była bardzo irytująca. Widać, że bała się jej ojca. Jak każdy, dodała z goryczą. Siedziała w ogrodzie brodząc nogi w fontannie. Chyba pojeździ na rolkach albo desce. Bardzo to lubiła, chociaż miała często małe wypadki. Obdarte kolana i łokcie to norma. Dlatego ruszyła w stronę składzika, czyli małego, nieużywanego pokoju w jej domu, tuż obok gabinetu jej ojca. Wstała, otrzepała zielone spodenki i pobiegła po kask i resztę sprzętu.
Przed wejściem zobaczyła rudowłosego chłopaka z papierosem w dłoni. Sama miała ochotę zapalić. Nie była jakoś uzależniona. Jedna paczka starczała jej na trzy dni. Miała kilku zaufanych przemytników, którzy załatwiali jej to, czego potrzebowała. Oczywiście, nie wykluczając alkoholu i wyrobów tytoniowych. Jakoś odeszła jej ochota na rolki, a przyszła na fajkę. Wyglądała dość przystępnie. Biała bokserka, zielone spodenki i burza włosów, dzisiaj spięta w niechlujną kitkę. Szybko ją poprawiła i podeszła do chłopaka.
-Hej, ty do mojego ojca, tak? - zapytała i usiadła na murku, o który się opierał.
-Ta. Bonney? - zaciągnął się mocno zanim odpowiedział.
-Mhm. Będziesz u niego pracował? - grunt to uzyskanie informacji i szybkie wyzyskanie tego, czego pragnie.
-Może. Nie powinnaś być w szkole? Zajęcia się jeszcze nie skończyły. - Skiepował do stojącej popielniczki i spojrzał na nią po raz pierwszy. Dopiero teraz zauważyła, że był cholernie przystojny. Miedziane włosy ustawione do góry żelem, ciemno-brązowe oczy i to magnetyzujące spojrzenie! Był wysoki i umięśniony. Ideał, przemknęło jej nawet przez myśl.
-Chwilę temu wróciłam. I właśnie..
-Nie wolno kłamać. - Przerwał jej. Ale skąd wiedział? No dobra, mógł się domyślać, że uczy się w domu, ale skąd?!
-Phi, dlaczego sądzisz, że kłamię? - Spojrzała na niego wyzywająco.
-Wstałaś dzisiaj o siódmej czterdzieści siedem. Zjadłaś śniadanie trzydzieści sześć minut potem. Zajęcia zaczynasz o godzinie dziewiątej, chociaż dzisiaj było to opóźnione, bo Madame Shirley spóźniła się. Twoja pierwsza lekcja..
-Skąd.. to wiesz? - Zapytała. Była przerażona. Kim on mógł być?! Śledził ją? Obserwował każdy jej krok? Bała się, cholernie się bała!
-Od dzisiaj - Zgasił papierosa, jej cel, który teraz nie miał znaczenia. - jesteś na mnie skazana, Jewelry Bonney.
-Kim jesteś? - zadała pytanie, na które już powinna znać odpowiedź. - Ej! - krzyknęła, gdy zniknął w drzwiach jej domu.
-Zaraz się wszystkiego dowiesz, mała.
Chwilę po odejściu chłopaka jej służąca, Monet, która również była skrytobójcą poprosiła ją do gabinetu jej ojca. Nadal zirytowana chciała dowiedzieć się jak najwięcej o tajemniczym nie znajomym. Zapukała trzy razy uderzając delikatnie knykciami w dębowe drzwi. Policzyła do pięciu i weszła. Jak zwykle w tym pomieszczeniu panował półmrok, a Capone siedział za biurkiem i patrzył na drugą osobę, siedzącą w fotelu na przeciwko niego, z uśmiechem.
-Bonney, kochanie! - powitał ją entuzjastycznie Bege, wstając. - Jak tam lekcje?
-Dobrze, ale mam już dość. Mogę sobie już odpuścić, tato? Jestem już i tak do przodu.
-Nauki nigdy za wiele. - odezwał się trzeci głos zza fotela i obrócił się w jej stronę - Mała. - Dodał zjadliwie. Te pieszczotliwe zdrobnienie nadał jej zaledwie chwilę temu, a ona już go nienawidziła.
-Dokładnie, dokładnie! - Jej ojciec pokiwał z aprobatą głową. - Poznaj Kida! Kid, to jest moja córeczka - Bonney! Przywitaj się. - Popchnął ją delikatnie do przodu, gdy chłopak wstał.
-Cześć. - Burknęła pod nosem i uścisnęła jego wyciągniętą dłoń. Cicho syknęła, naprawdę miał męski chwyt.
-Cześć. - Odpowiedział sarkastycznym tonem, ale tylko ona go wyczuła, bo jej ojciec, był wpatrzony w nich, jak w obrazek.
-Idealnie, idealnie! Możesz odejść, Eustass. Kochanie, zajmij się naszym gościem, dobrze? - Usiadł za biurkiem, a gdy ci nadal stali w jego gabinecie machnął na nich ręką i kazał wyjść, bo miał dużo pracy. Szybko opuścili jego biuro.
-Więc? Gdzie idziemy? - Rudowłosy oparł się o ścianę i patrzył na rozgniewaną twarz dziewczyny.
-Skąd mam wiedzieć?! Nie jestem twoją niańką! - Krzyknęła. Chyba naprawdę była wściekła.
-No tak, to ja jestem twoją. - Wyprostował się i ruszył w jej kierunku.
-Nie rozumiem. - Minął ją, a ona pobiegła za nim. No cóż, była ciekawa, a ojcu wolała teraz nie przeszkadzać.
-Serio? Podobno jesteś inteligentna. - Przełknęła tą uwagę, chociaż miała ochotę go walnąć. Łopatą najlepiej. O tak, łopata byłaby najlepsza. - Słuchasz? - Gdy kiwnęła głową obrócił się w jej stronę i mówił powoli jak do jakiegoś dziecka. - Ja, rozumiesz? Będę, rozumiesz?
-Agh, przestań i mów co miałeś na myśli!
-Okay, okay, mała! Spokojnie, bo mi jeszcze coś zrobisz! - Zaśmiał się, ale chyba przegiął, bo różowowłosa rzuciła się na niego z pięściami. Nim policzyła do trzech już była unieruchomiona. Jej ręce były skrzyżowane na plecach pod dziwnym kątem, powyżej łopatek. Była pochylona do przodu i zgięta w pół.
-Wiesz, że umiem zabić wyspecjalizowanego skrytobójcę w jedenaście sekund? Na ciebie wystarczyłyby mi dwie. - Puścił ją, a ona poleciała do przodu i prawie wpadła na ścianę, ale jego ręka zatrzymała się na jej barku utrzymując ją w jednej pozycji.
-Jesteś chory. - Chciała na niego wykrzyczeć, ale nie miała siły. To, co zrobił przed chwilą było straszne. Chciała wrócić do pokoju i się położyć. Było jej słabo.
-Ej, mała? Co jest? - Zapytał, gdy osunęła się po ścianie. Kucnął przed nią i powachlował jej twarz dłonią. Był wystraszony, bo co innego, gdy ma przed sobą seryjnego mordercę, a niewinną dziewczynę, która mdleje. Wiadomo, że nie miał doświadczenia z takimi rzeczami!
-Nic. - Spróbowała wstać, ale jej nogi ugięły się i upadła na podłogę. - Po prostu zasłabłam. Lato i te sprawy. - Dodała szybko widząc jego niedowierzającą minę. Pomógł jej podnieść się do pionu odsuwając się na odległość trzech kroków. - To ja już pójdę. Ten, no.. Dzięki. - Odwróciła się i ruszyła na górę, do swojego pokoju.
-Spoko. - Zrównał z nią krok obserwując obrazy na ścianach.
-Sama trafię, wiesz? - Zwróciła mu uwagę, gdy stali przed drzwiami jej pokoju. Dużymi i białymi z żółtą tabliczką "Wstęp wzbroniony".
-Nie wpuścisz mnie?
-Nie. - Przeszukała kieszenie i znalazła mały pęk kluczy. - To na razie. Pomachała mu ręką i weszła do pokoju. Poczekała, aż jego kroki ucichły na korytarzu i dopiero wtedy rzuciła się na łóżko z krzykiem.
-Spóźniłaś się dziewięć minut. Madame Shirley zadała więcej? - Spytał widząc jej wkurzoną twarz. Od kilku dni, gdy dowiedziała się, że Kid ma być jej ochroniarzem, cały czas był w pobliżu. Gdy miała zajęcia siedział w jej pokoju i wypełniał papiery dla jej ojca albo czytał jakąś książkę w salonie. Dzisiaj miał jakieś zadanie i musiał się zwolnić, ale i tak wrócił na czas.
-Znowu mam zostać w domu, bo jakiś facet przyjeżdża do taty i chce z nim zawiązać jakiś kontrakt. A ja mam grzecznie siedzieć obok nich i uśmiechać się przez cztery godziny. To śmieszne jest!
-Mała. - Jęknął. Znowu będzie jej musiał tłumaczyć ten sam schemat, a ona i tak będzie mieć go w głębokim poważaniu. - Przecież wiesz, że..
-Tak, tak. Kontakty, mój tata jest bardzo szanowanym biznesmenem, tak, tak. Bla, bla, bla! - Krzyknęła zirytowana, nadal ruszając dłonią imitującą Eustassa, który objaśniał jej, jak ważne jest to spotkanie. -Dobra, nieważne. Obejrzymy jakiś film? - Rzuciła się na łóżko, tuż obok niego i zabrała od niego białego laptopa.
-A praca domowa? - Zabrał jej urządzenie i zaczął czegoś szukać w internecie.
-Potem. - Mruknęła rozciągając się na łóżku. - Kid, daj spokój. - Usiadła widząc jego wzrok. Nie tylko jego ręce umiały zabijać, spojrzenie też miał groźne.
-Bonney. - Sposób w jaki wymówił jej imię nie wróżył nic dobrego.
-Już, już! - Skapitulowała i podniosła ręce w geście poddania się. - Ale chcę nagrodę!
-Nie mam już ciastek, okay? Rano ci kupię. - Już raz gdy nie chciała odrabiać pracy domowej, a było dość późno, obiecał jej coś słodkiego, jeśli zrobi zadania. Wykonała je wręcz doskonale, a Eustass dowiedział się jak przekupić Jewerly.
-No to nie. - Wzięła swoją ulubioną Mangę i zaczęła ją czytać. Co z tego, że trzymała ją odwrotnie.
-No dobra. To może coś innego? No weź, twój ojciec mnie zabije! - Zaśmiała się głośno skopując z łózka miskę po popcornie.
-Żartujesz! On cię uwielbia! Cały czas powtarza: "Kid to, Kid tamto". Jesteś jego pupilem. - Dodała udając podziw do rudowłosego.
-Bardzo śmieszne. Rób te zadania, mała. - Rzucił jej kilka notesów, a ona zręcznie je złapała.
-Jak przestaniesz nazywać mnie "Mała". - Zaplotła ręce na klatce piersiowej, a jej i tak duży biust uniósł się do góry.
-Nie.
-Okay. Twój problem. - Usiadła na krześle i założyła słuchawki, dając mu do zrozumienia, że już go nie słucha.
-To ty nie dostaniesz się na studia, nie ja. - Odchylił się do tyłu i poleciał na łóżko.
-No przestań, to denerwujące jest. - Powiedziała prawie jęcząc. - Tylko kilka razy nazwałeś mnie po imieniu. Będę się uczyć. Obiecuję, no! - Nadal kręcił głową ze znużoną miną.
-No dobra, ograniczę to. Może być? - Dążył do kompromisu. Miał to nawet na studiach, które nadal kontynuował u prywatnych nauczycieli, podobnie jak ona.
-Opowiesz mi bajkę. - Jej stanowczość i zaciętość w oczach upewniła go, że nie żartuje.
-Praca domowa.
-Bajka. - Kłóciliby się zapewne tak jeszcze większość popołudnia, ale w końcu dziewczyna odpuściła i zaczęła odrabiać zadania.
Była dwudziesta pierwsza dwanaście, gdy odłożyła pióro i zamknęła zeszyt.
-Idę pod prysznic. Poczekasz? - Zapytała przeciągając się na krześle.
-Jasne. - Ziewnął.
-Chyba, że chcesz iść ze mną. - Uśmiechnęła się szukając czegoś w szafce z ubraniami.
-Nie prowokuj. - Śmiał się razem z nią dojadając pizzę, którą zamówili kilka godzin temu.
-Nie chcesz? Nie, to nie! - Wzięła bluzkę i bokserki ze sobą i chciała wejść do łazienki, gdy przypomniała sobie o ich umowie. - Kid przygotuj sobie bajkę. Jestem bardzo, ale to bardzo wymagająca. - Akcentowała każde słowa, a jedzenie żute przez Eustassa nagle straciło smak, bo miał minę, jakby chciał je wypluć. - To do zobaczenia za godzinkę! - Wysłała mu buziaka i szybko zamknęła za sobą drzwi.
-Wstawaj księciu. Chyba ci się przysnęło. - szturchnęła go kilkakrotnie w ramię. Nic nie zdziałało, więc podeszła do łózka i chwyciła za butelkę coli. Chciała po dobroci, ale się nie da!
-Tylko spróbuj. - Usłyszała szept koło ucha.
-Kid, więc ty.. ten nie śpisz? Jak miło, hah, no ten.. - Była zażenowana. We wszystkim był lepszy. Radził sobie świetnie na desce i rolkach. Znał odpowiedź na każde jej pytanie i w dodatku gratis dodawał jakąś ciekawostkę.
-Naprawdę myślałaś, że usnąłbym tutaj? Ja? - No tak. To byłoby nierozsądne z jego strony. Całkiem sporo osób czyhało na jej życie, dlatego jej ojciec wynajął rudowłosego. - Muszę się zbierać. Wiesz, jutro zaczynam od siódmej, a mam ponad dwie godziny drogi do ciebie.
-Jak chcesz to zostań. Poza tym, nie opowiedziałeś mi bajki. - Uśmiechnęła się do niego promiennie, a on uznał, że jest naprawdę ładna. Włosy przykleiły jej się do ramion i policzków, kończąc swoją drogę na mokrej bokserce. Uroczo.
-Jasne, jeszcze mi życie miłe. Już widzę twojego ojca, który wcale nie myśli, że dobierałem się do ciebie w nocy, wcale. - Dodał z przekąsem.
-Dlaczego nie mieszkasz na obrzeżach tylko w centrum? Byłoby łatwiej.
-Dlaczego nie mieszkasz na obrzeżach tylko w centrum? Byłoby łatwiej. - Sparodiował ją śmiesznie ruszając głową. - Nie wszystkich stać na taki domek, wiesz, mała?
-No. - Trochę się zawstydziła. Ona nie pracowała, a i tak miała wszystko. - To opowiesz mi bajkę?
-Ta, kakao też ci zrobię i jednorożca złapię.
-Kid, obiecałeś! - Wycelowała w niego oskarżycielsko palec, udając zbulwersowaną. Sytuacja była śmieszna, ona - dziewiętnastoletnia dziewczyna, chce, aby jej ochroniarz zmyślił jej jakąś magiczne historię.
-Nie umiem, okay? Przyznaję się, jesteś lepsza. - Uśmiechnął się podnosząc jeden kącik ust do góry. Wybił kostki w dłoniach, a odgłos odbił się po całym pokoju. Przeszły ją dreszcze.
-Każdy potrafi! Mama nie opowiadał ci żadnych bajek? - Eustass wyprostował się jak strona i spojrzał na nią gniewnie.
-A tobie, Bonney? Czy tobie ktoś opowiadał bajki, kładł cię do łóżka po dobranocce? Opiekował się w chorobie? Mówił, że cię kocha? Nie każdy ma takie idealne życie jak ty. - Wstał tak gwałtownie, że łóżko ugięło się pod jego ciężarem, podszedł do niej i oparł prawą rękę na jej ramieniu. Zniżył głowę do jej ucha i odgarnął kilka kosmyków, tak jakby to miała być bariera przed usłyszeniem tego, co miał jej do powiedzenia. - Otwórz oczy, mała. Życie to nie bajka.
Nim ocknęła się z szoku, nie było go już w pokoju.
-Panienko, proszę się skupić. - Madame Shirley już od godziny przedstawiała jej konflikty w XX wieku, a ona jej nie słuchała. Nie umiała zebrać myśli. To, co wczoraj powiedział jej Kid wywarło na niej wrażenie. Nie sądziła, że nakrzyczy na nią, a co dopiero obrazi! Przecież jej ojciec był jednym z najbardziej wpływowych ludzi w całym Shin Sekai! Miał tupet, a raczej wiedział, że w każdej chwili może pozbawić życia nie tylko ją, ale i Capone. Na początku dziwiła się dlaczego to Eustassa zatrudnił. Teraz już wiedziała, że Bege potrzebował człowieka bez skrupułów, który zrobi wszystko, by osiągnąć swój cel.
-Shirley skończmy na dzisiaj, dobrze? Źle się czuję. - Wstała od stołu i skierowała się do swojego pokoju. Wiedziała, że tam czeka, tak jak każdego dnia od miesiąca. Siedział na łóżku przeglądając jakąś Mangę.
-Nie wiem dlaczego nastolatki takie jak ty, tak się tym jarają. To dziecinne jest. - Odłożył tomik na biurko i spojrzał na nią. - Masz jeszcze trzydzieści dziewięć minut zajęć. Co jest?
-Musimy pogadać. - Wzięła krzesełko z rogu pokoju i oparła twarz na szkielecie, a nogi rozkraczając pomiędzy oparciem.
-Mała, masz jeszcze zajęcia, jak skończysz, to okay. Nie zaniedbuj nauki.
-Dlaczego mi to powiedziałeś? - Całkowicie go zignorowała.
-Ale co? To wczoraj? Bonney, uspokój się. Niczym nie musisz się przejmować. Naprawdę. - Zrozumiała. Nie wyśmiewał jej, ale chciał jej powiedzieć, że między nimi jest diametralna różnica. Ona miała wszystko, a on musiał na to pracować.
-Kid, nikt mi nie mówił dobranoc, nie opowiadał bajek. Gdy byłam chora musiałam radzić sobie sama. Sama kładłam się spać w tym wielkim pokoju z moimi lękami i marzeniami. Moje dzieciństwo nie było idealne. Moja mama zginęła, gdy miałam trzy lata. Zabił ją jakiś skurwiel, tylko przez to, że nie chciała wydać dokumentów uniewinniających z dwunastu zbrodni. Była prawnikiem. I wiesz co jest najgorsze? - Tutaj głos po raz pierwszy się załamał, a ręce ścisnęła mocniej na oparciu krzesła. - Nie pamiętam jej twarzy, brzmienia głosu, nie wiem, jaki miała kolor oczu, czego się bała, a co kochała. Kid, ja naprawdę nie miałam łatwo. W ogóle po co ja ci się tłumaczę? Słuchaj ja chcę ci tylko powiedzieć, że..
-Przestań, okay? Siedzisz przede mną i płaczesz. Gadasz o rzeczach, które mają dla ciebie znaczenie i mówisz je akurat mnie? Naprawdę? Nie masz żadnych przyjaciółek? - Patrzył na nią z politowaniem.
-Nie. Jestem tutaj zamknięta jak w jakiejś cholernej twierdzy. Wychodzę tylko na kolacje z ojcem. Śmieszne, nie?
-Jest prawie dziesiąta. Chodź, zdążymy jeszcze na seans dla dzieci. Nadrobimy twoje dzieciństwo. -Wstał, złapał ją za rękę i popchnął w stronę łazienki.- Tylko się ogarnij, bo wyglądasz okropnie. - Szybko wybiegł z pokoju unikając poduszki, która z trzaskiem uderzyła o drzwi.
Po trzynastej wyszli z kina. Byli na Królu Lwie, a Bonney uznała, że chce iść na drugą część. Teraz siedzieli w pizzerii i czekali na zamówioną Caprociossę.
-Naprawdę płakałaś jak zrzucił go z tej skały? - Popijając colę, nadal naśmiewał się z reakcji dziewczyny na film
-No co? To przykre było! Dzieci są bardziej wrażliwe niż ty. - Odwinęła sztućce z białych serwetek i co chwilę spoglądała czy nie niosą ich zamówienia.
-Tak, tak. Dzięki. - Właśnie jedna z kelnerek przyniosła im danie, dziwnie się przy tym uśmiechając. - Smacznego. Ej czekaj, co ty robisz?! Nie tak! - Zabrał jej widelec i nóż, nałożył sobie kawałek, polał sosem i podał jej. - Masz. I teraz patrz. To - wskazał na zawinięty pakunek. - jest potrzebne do sosu i do krojenia pizzy. Nie jesteś na wykwintnej kolacji, możesz spokojnie jeść rękoma.
-Ale to będzie nieładnie wyglądać.
-To nie ma ładnie wyglądać, tylko smakować. No raz, bo wszystko ci zjem. - Wziął kęsa i patrzył na jej reakcje. Zaczęła jeść powoli, dokładnie przeżuwając każdy kawałek. W chwilę potem połowy pizzy już nie było.
-Gdzie ty to mieścisz? - Gdy on zjadł zaledwie pięć części, ona chciała już zamawiać kolejną, bo nadal była głodna.
-O tutaj! - poklepała swój brzuch dopijając colę. - Idziemy gdzieś jeszcze?
-Musisz odrobić lekcje i nadrobić dzisiejszy materiał. No co? - Patrzyła na niego jak w obrazek uśmiechając się podstępnie.
-Kid, pomożesz mi?
-O nie, to ty będziesz kuć, ja najwyżej mogę Ci to potem sprawdzić. - Wyciągnął paczkę papierosów, ale widząc zakaz palenia schował ją z powrotem do kieszeni.
-Chodź ze mną na zakupy! - Wstała i oparła ręce na blacie stołu, przy którym siedzieli. - Muszę kupić sukienkę na kolacje z tatą. - Widząc jego zniesmaczoną Mogę iść sama!
-Dobra, już dobra. Chodź. - Zostawił pieniądze w książeczce z rachunkiem i wyszedł z pizzerii trzymając ją za rękę.
-Zdejmij już ją w końcu!
-Nie, dopóki nie przyznasz, że wyglądam obłędnie. - Zaśmiała się okręcając wokół własnej osi, a brązowy materiał sukienki podwinął się do góry.
-Ta, obłędu to zaraz dostanę, ale ja! - Siedzieli u niej w pokoju, już od jakiejś godziny, podczas której Jewelry doprowadziła go trzykrotnie do załamania nerwowego.
-No co ci szkodzi. Powiedz: "Wyglądasz olśniewająco, Bonney" i będzie po problemie. - Z każdym słowem otwierała coraz szczerzej buzię, akcentując sylaby.
-A czemu tobie tak zależy?- Trzymał na kolanach poduszkę, która była w tej chwili jedyną skuteczną bronią przeciw dziewczynie.
-Bo jesteś facetem. Jeśli będę podobać się tobie, to innym pewnie też.
-No dobra, słuchaj, ślicznie wyglądasz, okay? Więcej tego nie powtórzę. - Złapał poduszkę i rzucił w nią kiedy ta zaczęła się śmiać.
-Dziękuję! - Podeszła do niego i schyliła się do wysokości jego twarzy. Przyłożyła swoje ciepłe wargi do jego zimnego policzka, a on wyprostował się otumaniony przemiłym uczuciem, jaki niósł jej pocałunek. - Ale następnym razem powiedz to szczerze, dobrze? - Zaśmiała się patrząc na jego skołowaną minę i wchodząc do łazienki, by w końcu się przebrać.
-Nie idź jeszcze. - Złapała go za dłoń, gdy próbował wstać z jej łóżka.
-Mała wiesz, że muszę. Robi się późno. Poza tym masz jutro kolacje z ojcem Musisz się wyspać.
-Kid, jeszcze godzinkę, dobrze? Bardzo proszę? - Dodała, gdy pokręcił głową.
-Masz jeszcze pięćdziesiąt dziewięć minut i jakieś czterdzieści siedem sekund. Ciesz się moją obecnością! - Znów położył się obok niej bawiąc się jej włosami.
-Ta, dzięki. Dobrze wykorzystam ten czas, obiecuję. - Zasalutowała i mocniej przytuliła się do poduszki. - Wiesz.. Boję się ciemności. No serio! Nie śmiej się! - Uderzyła go w ramię, a on wiedział, że nie żartuje. - Moja mama zginęła w nocy. Jestem przerażona na samą myśl, że ten... ten sam.. - Nie umiała dobrać słów do człowieka, który zabrał jej najcenniejszą osobę w jej życiu. Czekał, bo rozumiał, że ponaglając ją, nie pomoże jej, a tylko wystraszy. - Że stanę z nim kiedyś twarzą w twarz. Sama i bezbronna, nieświadoma niczego. Ale wiesz? Chcę zostać prawnikiem, jak mama. Będę dążyć do tego, by nikt bliski nie musiał ginąć. To moje jedyne marzenie. A Twoje? Masz jakieś marzenia, Kid?
-Nie. -Przypatrywał się jej w skupieniu. - Będziesz studiować prawo, tak? - Zmienił temat, a ona kiwnęła głową. - Studiowałem psychologię przez cztery lata. Teraz robię to zaocznie. Wiesz, że ta praca cię zniszczy, mała? Codziennie będziesz widzieć osoby, które straciły wszystko. Nie zawsze będziesz mogła pomóc. Jesteś na to gotowa, Bonney? Jesteś gotowa na bezradność każdego dnia?
-Ja dam radę, Kid. Zobaczysz! - Zacisnęła dłonie, a jej oczy nabrały dziwnego blasku. Znowu uznał, że jest śliczna. Miała długie, różowe włosy, fioletowe oczy, w których czasami tonął zamiast słuchać jej narzekań na Madame Shirley. "Idealna" kilka razy przemknęło mu przez myśl.
-Bonney, mogę cię o coś zapytać?
-Jasne. Ej, Kid, co robisz? - Położył swoją dłoń na jej policzku i przysunął się do niej.
-Byłaś kiedyś zakochana?
-Co? Nie! - Zerwała się jak oparzona z łóżka, a on dopiero teraz ocknął się z transu. - Ja też mogę o coś zapytać, co nie?
-Mhm. - Mruknął. Był na siebie zły, za swoją wcześniejszą słabość.
-Dlaczego wtedy to zrobiłeś? Jak się poznaliśmy, wiesz o co mi chodzi. - Zaczęła rozglądać się po swoim pokoju. Widocznie krępowało ją to.
-Moja siostra miała takie włosy jak ty. Zginęła sześć lat temu. Moja matka wyprowadziła się, obwiniała za to ojca. On też jest seryjnym mordercą. Nie, nie można nas inaczej określić, mała. - Widząc jej przerażoną minę, uświadomił sobie, że jest potworem. Maszyną do zabijania. - Była ode mnie starsza o dwa lata. A wiesz jak zginęła? Zasłaniając mnie przed strzałem wroga ojca. Historia jak z filmów, co? Bałem się ciebie. Myślałem, że będę musiał chronić Capone albo kogoś sprzątnąć. Wpakowałem się w niezłe gówno. Dlaczego wtedy prawie zemdlałaś?
-Strach, po prostu strach. Boję się dotyku pracowników taty. W każdym widzę tego mordercę. Wiesz, Kid? Chyba cię kocham. Nie wiem co to może oznaczać, ale lubię z tobą przebywać. Boję się, gdy gdzieś jedziesz. - Z uśmiechem mówiła mu o swoich obawach, o tym, że go kocha. Pierwszy raz, ktoś powiedział, że go kocha. To było niesamowite.
-Bonney, podejdź tutaj. - Wyciągnął do niej dłoń, którą ona przyjęła z pewnymi obawami. Po chwili, mocniej ją złapała, a on przytulił ją z całych sił, wdychając jej zapach. Trwali tak dopóki dziewczyna nie usnęła. Z pewnym lękiem o zbliżającą się przyszłość, ale szczęśliwy uznał, że musi zrobić wszystko, by nie stracić kolejnej ważnej dla siebie osoby.
-Bonney - Nami, Nami - Bonney. - Wskazywał ręką na poszczególne osoby, podczas mówienia. Ostatnio Jewelry wyżalała mu się, że nie ma z kim gadać, a on już miał dość słuchania o Miyavi'm i innych rockowych zespołach.
-To ja idę, a Wy, no nie wiem, idźcie sobie na ciastko. I tak jesteście szczupłe, spoko, spoko, już idę! - Dodał pośpiesznie widząc ich mordercze spojrzenia. Przecież chciał dobrze, skomplementował je! Tak, one z pewnością się dogadają. - To za dwie godziny? Trzy? Ej no, czterech czekać nie będę. Nami, jakby coś, to wiesz..
-Ta. Idź już, nic jej nie będzie. - Wymienili szybko spojrzenia, a chwilę potem odszedł machając im ręką. - Twój ojczulek może mieć tutaj wtyczki dlatego nie dał ci buzi na pożegnanie, nie dąsaj się tak. - Złapała ją za policzek i pociągnęła w stronę kafejki.
-Kid jest przystojny, prawda? Ma idealne ciało. Ćwiczy codziennie po kilka godzin. Jest też inteligentny. Mówił ci, że studiuje psychologię? Jest prymusem. Znajduje też czas na wszystko. Niesamowite, co?
-Dlaczego mi to mówisz? - Patrzyła na nią z nieukrywaną wrogością.
-Bo jeśli go skrzywdzisz, zniszczę cię, Jewelry Bonney. - Nie żartowała. Mimo iż wszystko mówiła tym samym tonem, z uśmiechem na twarzy wyczuła niewypowiedzianą groźbę. - Dużo już wycierpiał, wystarczy mu na kolejne trzy wcielenia.
-Posłuchaj, ale to ty mnie! Kocham go, rozumiesz? Wolałabym zginąć, niż pozwolić, by cierpiał! Więc z łaski swojej nie wtrącaj się. - Wstała i uderzyła rękoma o blat stolika, tak głośno, że wywołała ogólne poruszenie w kafejce.
-Już, już. Spokojnie, księżniczko. - Zaśmiała się tak naturalnie i perliście, że różowowłosa naprawdę mogła uznać, to za jej prawdziwy śmiech. - Znam Kida od ponad dziewięciu lat. Razem szkoliliśmy się w swoim fachu, tylko, że ja wolę robotę jako włamywaczka, rozumiesz? Komputery, serwery, domy właściwie też. Mieliśmy ciężkie dzieciństwo. Wiem, co on czuje. Kocha cię, więc nie spieprz tego. - Dziewczyna kiwnęła głową, nadal słuchając jej z uwagą. - Ugh! - wypuściła powietrze z z ust i zmrużyła oczy - Nareszcie! Wiesz jak nie lubię udawać wrednej suki? Ale nieźle mi wychodzi, co? To jak? Kawka i małe ciastko?
Na ciastku się nie skończyło. Zamówiły jeszcze po trzy, a i tak miały jeszcze ochotę na przynajmniej dwa. Teraz przeglądały płyty i książki w jednym ze sklepów w galerii. Szukały jakiejś psychologicznej książki dla Kida, ot taki mały prezent. Same kupiły sobie mnóstwo ubrań, od botków do uroczych apaszek.
-Tą też. Czekaj, tej chyba nie. Chociaż.. Ta, czytał. - Różowowłosa pokazywała jej po kolei książki, które wydawały jej się w miarę ciekawe. - Bonney, wyciągnij telefon. Nie patrz się tak, tylko zrób to. Okay, udawaj, że ktoś do Ciebie dzwoni i wskaż mi półkę na przeciwko. Nie teraz! - Krzyknęła cicho, gdy ta chciała już wykonywać jej plan. - Rozmawiaj przez około trzynaście sekund, a potem wyślij sms'a do Kida o treści 721. 721, pamiętasz? Okay, zadzwoni do Ciebie za sześć sekund. Zacznij coś mówić.
-Nie wiem, o co ci chodzi, ale dobrze. To dość dziwne, to jakaś ukryta wiadomość? - Teraz zaczęła robić po kolei, to co kazała jej rudowłosa. - Już. Wytłumaczysz o co mi chodzi?
-Podejdź do tamtej półki co ja przed chwilą. Jest tam mój telefon, weź go i zamień ze swoim. Kid będzie o wszystkim wiedział. Ktoś nas obserwuje. Nie mam przy sobie broni. Musimy wyjść z galerii i iść do tej kafejki. Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - Złapała ją za ramię i razem wyszły ze sklepu, a potem z budynku.
-Przepraszam, mój piesek został potrącony, nie mają panie przypadkiem telefonu? - Mała, na oko jedenastoletnia dziewczynka podbiegła do nich zapłakana i wskazywała na zaułek niedaleko sklepu, z którego wyszły.
-Nie, wybacz. - Szybko zbyła ją Nami, ale kiedy usłyszały jęk bólu zwierzęcia, Jewelry pobiegła w owe miejsce. - Bonney! Czekaj! - Chciała złapać ją za rękę, ale poczuła silne uderzenie w tył głowy. - To było nierozważne, Kocia Złodziejko. - Tylko twarz małej dziewczynki zamajaczyła jej przed oczyma, gdy traciła przytomność.
-Byłam pewna, że to tutaj. Hej, mała! Gdzie jest ten zwierzak? - Odwróciła się, ale nie zobaczyła ani dziecka, ani rudowłosej. Chciała wrócić i zapytać czy dobrze trafiła, ale usłyszała warczenie. Spodziewała się raczej małego yorka z przetrąconą łapką, nawet labradora z raną otwartą, ale nie oczekiwała tego! Biały, wielki na jakieś pół metra pitbull szczerzył na nią swoje śnieżnobiałe zęby. Przerażona cofnęła się do tyłu, ale natrafiła na coś twardego. Ktoś trzymał ją za ramiona, uniemożliwiając ucieczkę.
-Księżniczko, nic ci nie będzie. Soro nie lubi, gdy ją się ignoruje. Więc chodź ładnie z nami, a nikomu nie stanie się krzywda. No przynajmniej nam. - Na to stwierdzenie wszyscy wybuchnęli śmiechem. Po liczbie głosów poznała, że jest ich troje. I ta mała dziewczynka. Nami miała racje! Właśnie!
-Gdzie ona jest?! - Krzyknęła, ale została zagłuszona przez odgłosy z głównej ulicy South Blue.
-Kto? Kocia Złodziejka? Nie żyje. - Widząc rozszerzające się oczy różowowłosej, znów zaczął się śmiać, ze swoją bandą. - Wybiegam trochę w przyszłość, bo wiesz? Wszystko zależy od ciebie Jewelry Bonney. Więc jak? Pójdziesz z nami po dobroci czy - w tym miejscu mocniej ścisnął jej ramiona, aż syknęła z bólu - mamy użyć siły?
"Już jej używasz" przeszło jej przez myśl, ale gdy spojrzała w ciemno-brązowe oczy pittbulla, wiedziała, że oni, w porównaniu z Soro, są potulnymi owieczkami.
-No chyba, że chcesz poczekać na swojego rycerza? Chętnie się nim zajmę, uwielbiam zabijać takich gówniarzy jak on. Duże ambicje, a małe umiejętności.
-Nie obrażaj Kida! - Krzyknęła próbując się uwolnić.
-Kida, tak? No to się szef ucieszy. Idziemy. - Pchnął ją do przodu, a ona zrobiła trzy kroki do przodu, ale uparcie stała w miejscu, gdy chciał zmusić ją do pójścia dalej. Złapał ją w taii i przerzucił sobie przez ramię tak, jakby nic nie ważyła. Zaczęła wzywać pomoc uderzając go pięściami w plecy, ale porywacz całkowicie ją zignorował kierując się w stronę czarnej furgonetki.
-Ej, Nami. Nami. - Szturchał ją i potrząsał próbując obudzić. Powoli otwierała oczy i widząc Eustassa, pochylającego się nad nią zerwała się szybko z miejsca. Szybko tego jednak pożałowała, bo ból głowy był dotkliwy i rozchodził się na całe ciało.
-Kid, musisz jechać za Bonney! Ma mój telefon, szybko ją namierzysz. Idź już. - Widząc jego zmartwioną, ale i zdezorientowaną minę dodała szybko. - Poradzę sobie.
-Nie ruszaj się stąd, zaraz coś załatwię. - Wsiadł do swojego Lexusa i wyciągnął z niego telefon. Wybrał numer i przyłożył urządzenie do ucha. - Sanji? Przyjedź na Shells Street. Tak, to ważne. Kafejka Conomi. Będzie czekać na ciebie rudowłosa dziewczyna. Potem ci wszystko opowiem.
Ta, na razie. - Rozłączył się i zdjął z siebie bluzę którą podał dziewczynie. - Załóż to, masz brudną koszulkę. Co się stało? - I wtedy ona zaczęła opowiadać o wypadzie do księgarni, o tajemniczym obserwatorze, kończąc na momencie utracenie przytomności.
-Okay, idź do tamtej restauracji, mój przyjaciel, Sanji ci pomoże. Tak, wiem, sama sobie poradzisz.
- Wskazał jej podniszczony budynek, pogłaskał po włosach i odjechał w stronę Tequilla Street, miejsca, gdzie znajdowała się jego ukochana.
-Wiesz, twój ojciec kiedyś mnie wynajął. Miałem sprzątnąć kochanka twojej matki, Czerwonowłosego Shanksa. Skurczybyk był dobry. Miałem się go pozbyć, gdy nie było żadnych świadków. Była jedna taka okazja. Tylko, że pojawił się tam jeden bachor, który powinien już dawno spać.Och, no nie patrz tak na mnie, Jewelry Bonney. - Widząc jej wystraszoną minę zaśmiał się gorzko, dalej siedząc na krzesełku naprzeciwko niej. - Zaczęłaś płakać, więc miałem mało czasu. Wydałem wyrok. Wtedy też wpadła Oto-hime i widząc mój pistolet wycelowany w jej ukochanego osłoniła Shanksa. Umierała wyznając mu miłość i przepraszając, że ich córka nie będzie mieć matki. Kazała mu się tobą zająć, nie zrobił tego, bywa. Capone wpadł w szał, nie obwiniał mnie, bał się. Ale zemścił się. Zabił moją córkę sześć lat temu. Moja żona wyprowadziła się, a syn stał się taki jak ja. Też pragnął odwetu. Koło się zamykało. Ja zabiłem twoją matkę, a Bege Peronę. Ale wiesz? Ja wolę otwarte wojny. Wszystko zaczęło się na tobie i na tobie skończy. Żegnaj, Jewelry Bonney. - Wyciągnął w jej stronę pistolet, a do niej wszystko docierało. Sześć lat, Perona, jej mama, kłamstwa taty.. Wszystko.
-Jesteś ojcem Kida. - Bardziej stwierdziła, niż zapytała. Obserwowała jego reakcję. Przez zaciśniętą dłoń i rozszerzające się oczy, na wściekłości wymalowanej na twarzy kończąc.
-Znasz go? Och, to on jest twoim bodyguardem. Mogłem się domyślić. Pozwolę ci pożyć trochę dłużej. - Uśmiechnął się perfidnie w jej stronę.
- To tutaj.- Spojrzał na zniszczony budynek, na obrzeżach Tequilla Street. Sprawdził jeszcze, czy ma przeładowany pistolet i wszedł do środka. Samochód zaparkował sto metrów dalej, by nie było go słychać. Pomieszczenie przypominało zatęchłą piwnicę. Ostrość widzenia ograniczała mu ciemność. Szedł przed siebie przysłuchując się dźwiękom z otoczenia. Usłyszał głos Bonney, która coś opowiadała. Wydawała się być bezpieczna, ale musiał uważać, pozory mylą.
W pokoju oprócz niej była jedna osoba. Siedziała naprzeciwko Bonney i kiwała w zamyśleniu głową. Teraz miał okazję. Wyciągnął swój Glock 17 i wycelował. Tylko sekundy dzieliły go od wydania wyroku.
- Bonney, proszę, hej, spójrz na mnie. - Wszystko działo się tak szybko. Jewelry odwróciła się w momencie, gdy celował w jej oprawcę. Krzyknęła, żeby tego nie robił, ale on pociągnął za spust. Dziewczyna zerwała się z krzesła i zasłoniła go własnym ciałem. Zobaczył tylko różowe włosy i opadające na podłogę ciało ukochanej. Podbiegł do niej, już nic nie miało znaczenia.
- Proszę przysłać ambulans na Tequilla Street, opuszczone magazyny na północnych obrzeżach. Rana postrzałowa. Tak. Obojczyk. Tak. - Usłyszał głos nad sobą. Znał go. Nienawidził. Gardził.
- Ty. - Wycedził przez zaciśnięte zęby. - To wszystko twoja wina! Mama, Perona, a teraz Bonney! Mało ci?! - Krzyczał na niego przez łzy. Bał się o nią, że ją straci. A przecież sobie obiecał!
- Kid. - Tylko tyle padło z ust Kaido, gdy po sześciu latach zobaczył swojego syna. - Najpierw zajmij się nią, potem możesz zrobić ze mną co tylko chcesz. Pogotowie będzie tutaj za dwanaście minut. Wykrwawi się, trzeba zatamować ranę. - Ściągnął swoją koszulkę i przyłożył do obojczyka dziewczyny. Teraz wszystko zależy od niej.
Minęły dwa miesiące. Rozpoczął się rok studencki. Wszystko wróciło do normy. Bonney rozpoczęła naukę, chociaż nadal miała rękę w gipsie, którą złamała podczas upadku.Wszystko się wyjaśniło. Ojciec i syn pogodzili się trzy dni przed śmiercią Kaido. Sam skazał się na wyrok. Przyznał się do popełnionych zbrodni, a sąd z satysfakcją wydał wyrok śmierci przez zastrzyk trucizny - popularny na East Blue sposób. Eustass zrezygnował z pracy seryjnego mordercy. Wraz z nią kontynuował naukę na Uniwersytecie imienia Gol. D Rogera - założyciela miasta. Dziś nie mieli zajęć. Siedzieli w parku wdychając zapachy wczesnej jesieni. Na chwilę obecną nie musieli się niczym przejmować. Ani jej ojcem, który pewnie będzie miał obiekcje co do ich związku, ani wrogami Kida, którzy czyhali na ich życie. Dzisiaj mogli być zakochaną w sobie parą, która nie musi obawiać się jutra. Nami również się zadurzyła, w Sanjim. Oboje uwielbiali podróże. Byli dla siebie stworzeni. Różowowłosa cieszyła się, bo wiedziała, że blondyn wynagrodzi jej te wszystkie lata cierpienia. Tak samo jak Kid był lekarstwem na cierpienie dla Bonney, tak i ona była nim dla chłopaka. Razem uczyli się żyć na na nowo. Dzisiaj nie przejmowali się niczym, byli po prostu szczęśliwi.
*-*-*
No i skończyłam. Mam nadzieję, że Wam się podobało. :) Przepraszam za błędy, jeśli się pojawiły.Jednopartówka dedykowana zamawiającej - Ogniokrwistej! <3
Przypominam, że możecie zamówić One-shota z zakładce "Zamów One-Shota". :)
W poprzednim poście zapomniałam zapytać, jak podoba Wam się szablon? :>
Weny i czasu życzę! <3
Trzymajcie się! :)
Łaaah *Q* Srr, że dopiero teraz komentarz pisze xd A więc tak. Tutududuuu, Ogniokrwista po raz pierwszy w życiu, UWAGA, dorzuci krytykę! :D A tak serio, zacznę tak od dupy strony. Podoba mi się notka. Świetny pomysł, super opisane postaci, ich charaktery, spójność, kurczę, najs ;3 Jednak przywale się. Przede wszystkim. Erotyka? Gdzie erotyka?! Ja Ci kuźwa kiedyś napisze erotyka i zobaczysz! Poza tmy końcówka, znaczy, ten fragment przed końcówką. Z deka chaotyczny, albo to mi się tak wydaje xD Jednak najbardziej nie podobało mi się , tak , nie podobało mi się, że Kid i ojciec się pogodzili. Kurczę, jakoś nie pasuje mi w akurat tym opowiadaniu. Końcówka sama w sobie jest fajna, siedzą sobie razem, super. Chociaż tutaj też czegoś mi zabrakowało, ale sama nie wiem czego. Mimo wszystko i tak polubiłam tą notke ( chociaż, Zoro i Perona bardziej mi się podoba ) :D Tak więc gorące buziaki i weny i czasu ;***
OdpowiedzUsuńP.S. Od dzisiaj aktywuje mój status VIP :333
"Gatunek: romans & dramat + elementy krwi
OdpowiedzUsuńInformacje dodatkowe: Tak, pozwalam Ci napisać sad end XD"
Kotku nie ma słowa o erotyce :)
To, że Kid i Kaido się pogodzili, no cóż. Też nie chciałam, ale chciałam ukazać, że zaczyna się nowa historia. Jeżeli Kaido dalej polowałby na Bonney, a Kid zabijał nie miałoby to sensu.
Tak, miał być chaotyczny. Dlaczego? Bo spotkanie ze swoim "oprawcą" osobą, której się nienawidzi, która zabrała mu wszystko i znikoma szansa przeżycia ukochanej nie jest dobrym pomysłem na racjonalne myślenie.
Ogólnie chciałam dać czytelnikowi trochę pomyśleć. Żeby myślał, co zaszło podczas tego okresu między Kidem i Kaido. Jak rozwinęły się wątki Nami i Sanjiego. Co się stało z resztą grupy Kaido? Czy podczas tego okresu ktoś czyhał na życie Bonney albo Kida?
Lubię nie dopowiadać. Pewnie brakowało Ci tych rzeczy.
Poza tym, Kid próbowałam przedstawić jako osobę inteligentną i przede wszystkim rozsądną. Wiedział, że Kaido "poświęcił się", aby ułatwić mu nowe życie.
Ale za krytykę dziękuję! <3 Jak TY krytykujesz, to coś znaczy :)
Pozdrawiam:
Ashta :3
Wiesz dobrze, ze ja zawsze chce erotyke, to aj to jeszcze pisać muszę? ;-; Nie, brakowało mi czegoś innego. Czegoś takiego hmmm... no nwm, mniejsza o to.
Usuń